Prawo łowieckie zostało uchwalone, ale na nasze skrzynki nadal przychodzą setki maili (w sumie jest ich już ponad 10 tys.) od osób domagających się niemal całkowitego zakazu polowań i tresury zwierząt. To jakiś horror, terroryzm, gdyby poddać się fali nieuzasadnionej krytyki ze strony skrajnie zideologizowanych organizacji ekologicznych.
Zmiany w ustawie Prawo łowieckie wyszły daleko poza wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 10 lipca 2014 r., wskazującego na niedostateczną ochronę praw właścicielskich w obowiązujących przepisach (brak konsultacji z prywatnymi właścicielami gruntów podczas tworzenia obwodów łowieckich czy podczas polowań na ich terenie). Co „przy okazji” zmieniono? Ustawa pozwala polować w odległości 150 m od gospodarstw domowych. Nie będzie można wykorzystywać żywych zwierząt do szkolenia psów myśliwskich, prowadzić polowań zbiorowych w parkach narodowych, polować w obecności lub przy udziale dzieci do 18. roku życia. Właściciele lub użytkownicy wieczyści nieruchomości wchodzącej w skład obwodu łowieckiego będą mogli przedłożyć staroście oświadczenie, w którym nie zgadzają się na prowadzenie polowań na ich gruntach. Ustawa reguluje również kwestie związane z szacowaniem szkód i wypłat odszkodowań (szkód nie będą szacować sami myśliwi, ale powołane do tego komisje).
To oczywiście nie wszystkie zmiany, ale powstaje wrażenie, jakby ktoś skierował falę krytyki w stosunku do myśliwych i leśników, aby tak jak pozostawiono samej sobie Puszczę Białowieską, teraz nie ingerować w nadmierny wzrost populacji zwierzyny zagrażającej ludziom i gospodarstwom (mamy aż 241 tys. dzików, podobnie za dużo jest saren, jeleni, łosi i danieli). Eksperci przyczynę tak dużego wzrostu liczby zwierzyny grubej upatrują w zmianach środowiskowych – łagodnych zimach, a także zwiększeniu areału upraw kukurydzy, która stanowi świetne siedlisko, szczególnie dla dzików (w ciągu roku mają one nawet do trzech miotów).
Nie jestem myśliwym, ale po wysłuchaniu w Senacie przedstawicieli łowiectwa i leśnictwa, wiem, że w Polsce panują w tym zakresie zdrowe zasady: 1. członkiem Polskiego Związku Łowieckiego może zostać tylko ten, kto skończył odpowiednie szkolenie, a więc nie ktoś przypadkowy (obecnie co 5 lat będzie musiał przejść badania lekarskie); 2. zwierzyna w stanie dzikim jest własnością Skarbu Państwa. Czyli myśliwi zorganizowani w PZŁ gospodarzą w imieniu Skarbu Państwa populacjami zwierząt dzikich na całym terytorium kraju; 3. minimalną jednostką, na której prowadzi się gospodarkę łowiecką, jest obwód, którego powierzchnia wynosi minimum 3 tys. hektarów. Eksperci uważają, że taka organizacja pozwala odpowiednio regulować pojemność łowisk i zachować równowagę. Na takiej powierzchni można inwentaryzować, oceniać i prognozować pozyskanie zwierzyny. Robi się to po to, aby ich liczebność nie była tak duża, że zaczną wyrządzać szkody, oraz po to, aby populacja mogła trwać niezagrożona. Konkretnie, strzela się do tych zwierząt, które należy odstrzelić, bo to wynika z planów łowieckich. Gdy liczebność jakiegoś gatunku jest mała, to się go chroni, eliminując naturalnych wrogów. To wszystko wymaga przemyślanego gospodarowania.
Wniosek: leśnictwo i łowiectwo to dwie sprzężone dziedziny, stąd nic dziwnego, że około 80 proc. polskich leśniczych uprawia też myślistwo, a każde koło łowieckie funkcjonuje jak niewielkie przedsiębiorstwo, w którym środki wydane na odszkodowania za szkody łowieckie i dokarmianie muszą się bilansować z wpływami ze składek, różnych opłat i sprzedaży dziczyzny. Należy się chwalić, że dzięki przemyślanej gospodarce łowieckiej polskie lasy i zamieszkująca lasy i pola zwierzyna mają się w Polsce świetnie. To efekt właściwego gospodarowania zasobami dzikiej zwierzyny i kultywowania rodzimych tradycji myśliwskich.
Jak wspomniałem, Trybunał Konstytucyjny nakazał ustawodawcy uwzględnić w prawie łowieckim interesy właścicieli gruntów, na których myśliwi prowadzą swoją gospodarkę, nie można jednak zgodzić się na to, aby właściciele gruntów mogli całkowicie uniemożliwić prowadzenie gospodarki łowieckiej na danym terenie. Dlatego osoby które nie życzą sobie, by na ich terenie prowadzano polowania, muszą zapomnieć o odszkodowaniach.
Jeszcze raz powtórzę, organizacja łowiectwa w Polsce jest unikatem w skali świata z punktu widzenia zrównoważonej gospodarki, o czym świadczy fakt, że pozyskując zwierzynę, udało nam się do tej pory zachować praktycznie wszystkie gatunki. Natomiast dla ruchów ekologicznych od dobra człowieka ważniejsze są sprawy lasu i zwierzyny. A przecież, aby można było harmonijnie współistnieć, musi być swoisty regulator, czyli myśliwi, którzy dziko żyjące zwierzęta będą kontrolowali. Tu każde ideologiczne zacietrzewienie pseudoobrońców przyrody wszystko zniszczy.