MIENIE TYLKO DLA SPADKOBIERCÓW

Kto sądzi, że w polityce kiedykolwiek będzie spokojnie, ten bardzo się myli. Oto w minionym tygodniu dotarły do Polski dwie niekorzystne dla nas wiadomości, jedna zza oceanu, druga z Brukseli. Ta pierwsza dotyczy przyjęcia przez amerykańską Izbę Reprezentantów ustawy 447 (JUST Act, po angielsku „sprawiedliwie”), dotyczącej tzw. mienia bezspadkowego pozostawionego przez ofiary Holokaustu. Ta duga – unijni komisarze są za uzależnieniem dopłat środków unijnych od „przestrzegania praworządności” w danym kraju (mam nadzieję, że także we Francji czy Niemczech).

Pierwsza sprawa dotyczy tzw. deklaracji terezińskiej z 2009 r., zawartej przez 46 państw podczas Praskiej Konferencji ds. Mienia Ery Holokaustu. W deklaracji zobowiązano się „przyspieszyć, ułatwić i uczynić przejrzystymi procedury restytucji dzieł sztuki oraz prywatnego i komunalnego mienia przejętego siłą, skradzionego lub oddanego pod presją w czasie Holokaustu”. W imieniu Polski deklarację podpisał Władysław Bartoszewski, ówczesny sekretarz stanu w kancelarii premiera Donalda Tuska.

Dokładniej pisząc, ustawa nakłada na rząd amerykański, a konkretnie na Departament Stanu, obowiązek monitorowania, jak przebiega ten proces, jak jest zaawansowany w różnych krajach. Nie dotyczy to zwrotu np. pożydowskiego mienia w Polsce, bo takie jest spadkobiercom zwracane, ale dotyczy restytucji mienia, wypłaty za nie, co może objąć ok. 20 proc. wartości wszystkich nieruchomości w Polsce. Gdyby faktycznie do czegoś takiego doszło, byłaby to katastrofa narodowa dla naszego państwa. Wycenia się majątek pożydowski od 60 do 200 miliardów dolarów. To gigantyczna suma, która absolutnie według prawa nie należy się żadnej żydowskiej organizacji. Ofiary Holokaustu były obywatelami polskimi, a prawo polskie dokładnie definiuje, czym jest dziedziczenie i kto ma do niego prawo. Zresztą w USA jest podobnie: majątek, który nie ma spadkobierców, przechodzi na własność skarbu państwa czy gminy. Nie ma chyba na świecie takiego porządku prawnego, żeby zwracać majątek, kiedy nie ma spadkobierców.

Co by jednak nie myśleć, po podpisania ustawy 447 przez prezydenta Donalda Trumpa, a to jest raczej pewne, sekretarz stanu USA będzie zobowiązany każdego roku do przedstawienia sprawozdania o realizacji zwrotu mienia pożydowskiego w poszczególnych państwach. Choć to sprawozdanie nie będzie miało żadnych skutków prawnych, to wyobrażam sobie, jakie będą naciski np. na Polskę, skoro niektóre środowiska żydowskie w USA obciążają nasz kraj za udział w Holokauście. Przekonaliśmy się o tym, przy okazji ostatniej nowelizacji ustawy o IPN.

Dobrze byłoby przypomnieć stronie amerykańskiej, że w 1960 r. została podpisana umowa między ówczesnym rządem polskim a Departamentem Stanu USA, w której w punkcie 3. zostało napisane, że jeżeli Polska do roku 1970 wywiąże się z zobowiązań – co Polska uczyniła – to wówczas Departament Stanu zobowiązuje się do tego, że nigdy więcej nie będzie wkraczał w kwestię roszczeń żydowskich (miały pozostać jako wewnętrzne sprawy naszego kraju).

Czy dzisiaj rząd USA pod wpływem silnego lobby żydowskiego chciałby to zmienić? Wątpię, jesteśmy obecnie ważnym sojusznikiem w ramach NATO oraz w budowaniu systemu światowego bezpieczeństwa. To również w interesie USA leżą dobre relacje z Polską, która po Brexicie stała się bodaj najważniejszym sojusznikiem w Unii Europejskiej. Nie sądzę, aby sprawa niezgodnej z prawem deklaracji miała zaciążyć na relacjach polsko-amerykańskich. Zresztą, zobaczymy, co będzie się dziać wokół tej ustaw w stanach Zjednoczonych. Bo to tamtejszy rząd musi odnieść się do tego, co uczyni ze sprawozdaniem sekretarza stanu, z którego będzie wynikało, że np. Szwajcaria nie tylko nie chce ujawnić kont ofiar Holokaustu, ale w ogóle nie ma zamiaru żadnej organizacji żydowskiej tych sum wypłacić. Zobaczymy wówczas, jak Departament Stanu USA zamierza wspierać roszczenia majątkowe organizacji żydowskich: czy postąpi sprzecznie ze standardami obowiązującymi nie tylko w Polsce, ale i u siebie?

Podobnie niesprawiedliwe i krzywdzące byłoby wprowadzenie przez Brukselę dopłat ze środków unijnych w zależności od przestrzegania w danym kraju „praworządności”. W obydwu jednak przypadkach nie chodzi o spór polityczny z USA czy z Unią, ale o ingerencję w zakres suwerenności naszego państwa. W obydwu przypadkach należy powiedzieć: nie.