Ustawa o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci (rodzina 500+)

10 posiedzenie Senatu RP, 12 lutego 2016

Panie Marszałku. Pani Minister. Wysoka Izbo.

Uchwalając ustawę o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci, chciałbym zwrócić uwagę na różne traktowanie rodziny przez rządzących. W wielu państwach podejmuje się próby podporządkowania sobie rodziny, uzależnienia jej, wpływania na jej kształt i znaczenie. Bardzo często przeciw mocnej rodzinie są parlamenty, uchwalające antyrodzinne ustawy; są liczni naukowcy, którzy prowadzą nieetyczne eksperymenty, głoszący utopijne teorie, że świat mógłby obejść się dzisiaj bez rodziny, a nawet bez matki. Przeciw rodzinie jest dzisiaj ogromny przemysł erotyczny, zarabiający krocie na ludzkich słabościach.

Garść historii. W okresie panowania marksizmu i leninizmu w Polsce, przypomnę, rodzina została podporządkowana aparatowi partyjnemu. Najlepszym przykładem było podejście do pracy, której próbowano nadać charakter wartości niemalże religijnej, a równocześnie sama praca była źródłem szantażu, ponieważ o czyimś awansie decydowało najczęściej „widzimisię” sekretarza komórki partyjnej. Była też praca źródłem wyzysku, ponieważ płaca pozwalała jedynie na marną wegetację, to z kolei rodziło oczekiwania na uzależniające gratyfikacje w postaci dofinansowania wczasów, darmowych biletów, obiadów, dopłat do mieszkania, energii elektrycznej itp.

Ta fałszywie rozumiana emancypacja kobiet była bardzo groźnym owocem tego podporządkowania rodziny państwu. Przez lata nagłaśniano i gloryfikowano awans społeczny kobiety i matki, dzięki możliwości wykonywania przez nią pracy zawodowej. Głosząc, słuszną zresztą, równą godność i odpowiedzialność mężczyzny i kobiety, prowadzono jednak intensywną akcję na rzecz równego udziału kobiet w pracy zawodowej, a także ich zaangażowania w życie polityczne i społeczne.

Godność ludzka domaga się, aby uznano pełną wartość kobiety we wszystkich działaniach publicznych i wszystkich zawodach. Co innego jednak uznać pełne prawa, a co innego nakłaniać, a właściwie zmuszać kobiety do pracy wyniszczającej zdrowie i siły, nie pozwalającej na spełnienie macierzyństwa, dezorganizującej życie rodziny i domu.

Dzisiaj zbieramy owoce wieloletniej propagandy na rzecz zatrudnienia kobiet. W potocznej opinii obniżyła się wartość zajęć domowych – przy dzieciach i w kuchni. Stało się tak również dlatego, że ani szkoła, ani Kościół nie wychowują do podjęcia ról domowo-wychowawczych. Na pytanie: czy to możliwe, by rzeczywiście matka była nadal opiekunką ogniska domowego, a ojciec głową rodziny – wielu uśmiecha się, puka w czoło, mówiąc: inne czasy dzisiaj. Rzeczywiście, inne czasy, ale czy ktoś wychowuje dziewczęta i chłopców, tak by mogli być rodzicami w tych „innych czasach”?

Praca kobiet przyczyniła się do powstania wielu innych problemów, m.in. laicyzacji rodziny, a co za tym idzie, głębokiego zaburzenia w hierarchii wartości młodego pokolenia. W życie wkradł się egoizm, karierowiczostwo, chęć dorobienia się za wszelką cenę, bez poczuwania się do jakichkolwiek obowiązków i odpowiedzialności. Obniżyła się także religijność i duchowość życia rodzinnego, o które dbała przede wszystkim matka. Jednak najgroźniejszym owocem tej fałszywie rozumianej emancypacji kobiet jest niż demograficzny we wszystkich krajach dawnego bloku sowieckiego.

Oczywiście, przyczyn kryzysu demograficznego jest znacznie więcej. Na Zachodzie jest to głównie owoc antyrodzinnych działań różnej maści liberałów i laicyzatorów, owoc długoletniej kampanii antykoncepcyjnej, wprowadzenia w szkołach edukacji seksualnej itp. Przypomnę, przez lata całe konstruowano mrożące krew w żyłach statystyki mające potwierdzić czarne, lecz fałszywe proroctwa, że wkrótce świat rozpadnie się z powodu przeludnienia, że miliardy ludzi umrą z głodu. Ukazywano przerażające obrazy afrykańskich dzieci umierających z głodu, ale nie po to, aby przyjść im z pomocą, zmusić do zastanowienia nad egoizmem sytego Zachodu, ale by propagować antykoncepcyjne orędzie.

Do czego doprowadziło to w Polsce? Mając na uwadze spadek liczby ludności, pamiętajmy, że każdego roku w Polsce przybywa około 170 tys. emerytów, w 2030 r. będzie ich ponad 9 milionów (3,5 miliona więcej niż obecnie). Za tymi liczbami kryją się dziesiątki problemów społecznych, ekonomicznych i politycznych, których doświadczamy już teraz. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że już obecnie została zachwiana przyszłość naszego narodu. Jeśli ten proces nie zostanie zatrzymany, grozi nam szybkie starzenie się społeczeństwa, a w konsekwencji wzrost konfliktów i niezadowolenia społecznego. Przyniesie to zapewne oficjalną – jak to już jest w Holandii, Belgii czy Szwajcarii – legalizację eutanazji, motywowanej różnymi czynnikami pseudohumanitarnymi, a w przyszłości głównie czynnikiem ekonomicznym. Po prostu: pracująca mniejszość nie będzie w stanie utrzymać niepracującej większości. Ten problem dotyczy każdego kraju w Europie, a ponieważ eutanazja zdobywa sobie prawo bytu, czeka nas wkrótce eksterminacja ludzi chorych, niepełnosprawnych, będących ciężarem dla społeczeństwa.

Smutna konstatacja: w naszym kraju prawie w ogóle w poważny sposób nie mówi się o prawach demografii, o biologicznej kondycji narodu. Skupiamy się jedynie na problemach gospodarczych, a w temacie rodziny wyłącznie na bezrobociu, eksmisjach, ubóstwie, pomocy społecznej i najróżniejszego rodzaju pomocowych drobiazgach, jak żłobki, przedszkola, dodatki do obiadów w szkołach itp.

Zapamiętajmy sobie, że rodzina z dziećmi jest najważniejszą wartością w każdym państwie. Takiej rodzinie ma służyć nasza ustawa. Dajmy naszej ustawie możliwość sprawdzenia się. Dajmy rodzinom wsparcie na dzieci. Zainwestujmy w przyszłość.