Uchwała Senatu w 50-lecie wysłania przez biskupów polskich historycznego listu do biskupów niemieckich

2. Posiedzenie Senatu RP IX kadencji, 17-18 listopada 2015

Panie Marszałku. Wysoka Izbo.

18 listopada 1965 r. Episkopat Polski w historycznym liście do swych niemieckich braci zawarł pamiętne słowa: „przebaczamy i prosimy o nie”. Biskupi polscy słowami autora tych słów abp. wrocławskiego Bolesława Kominka, późniejszego kardynała, stworzyli aktualny do dzisiaj wzór pojednania z Niemcami. Dzięki temu listowi zmieniły się wkrótce relacje polsko-niemieckie, w 1970 r. podpisano w Warszawie układ między PRL a RN, który uznawał granicę na Odrze i Nysie, a w 1972 r. Stolica Apostolska nadała pełnoprawny kanoniczny status organizacji kościelnej na ziemiach zachodnich i północnych.

Przypomnę, że list biskupów powstał w okolicznościach politycznych niezwykle dramatycznych, trwała zimna wojna, granice Polski były zamknięte, a straszenie niemieckim rewizjonizmem było częścią edukacji obywatelskiej. Dlatego wspomniane najważniejsze słowa listu wzbudziły histeryczny atak ówczesnego pierwszego sekretarza PZPR Władysława Gomułki, jak i całej zależnej od partii prasy. Na podpisanych pod listem trzydziestu sześciu polskich biskupów z kard. Stefanem Wyszyńskim na czele, spadła lawina zarzutów. A chodziło głównie o to, że Kościół wytrącał z ręki partii wygodny niemiecki straszak na Polaków. List Biskupów polskich partia potraktowała jako spisek z Niemcami, jako chęć przypodobania się Niemcom, czyli jednym słowem uznała go za akt dywersji politycznej wobec Ojczyzny. W atakowaniu Kościoła nie przebierano w środkach. Stosowano miesiącami żonglerkę cytatami, nie pozwalając nigdzie opublikować orędzia w całości.

Najdobitniej potwierdza to wypowiedź Władysława Gomułki, który przemawiając w Poznaniu przed uniwersytetem (w tym samym czasie, gdy Prymas przemawiał przed katedrą), mówił: „Orędzie biskupów, u którego podstaw znajduje się zgubna dla Polski idea przedmurza, usiłuje już bez osłonek podważyć politykę zagraniczną naszego państwa. Jego autorzy, w imię swych wstecznych celów politycznych rozgrzeszyli zbrodniarzy hitlerowskich, wybaczyli Oświęcim, Majdanek, Treblinkę, wszystkie ich ludobójcze zbrodnie dokonane na narodzie polskim i innych narodach (…) Jakie musi być zaślepienie kierownika episkopatu polskiego i jego popleczników lansujących pokraczną, antynarodową ideę przedmurza, której treść polityczna w naszych czasach sprowadza się do skłócenia narodu polskiego z narodem radzieckim, do zerwania sojuszu polsko-radzieckiego, do postawienia muru między Polska a Związkiem Radzieckim, do nowej katastrofy Polski (…) Rząd nie pozwoli na przyjazd papieża i biskupów z innych krajów, których episkopat polski, kierując się swoimi celami politycznymi, bez wiedzy i zgody władz państwowych zaprosił na kościelne uroczystości milenijne” (18 kwietnia 1966).

Tymczasem ton listu był obiektywny, merytorycznie niezwykle wyważony, nie brakowało w nim słów o fizycznej ofierze ostatniej wojny, obozach koncentracyjnych, wysiedleniach i prześladowaniach, zagładzie polskiej inteligencji, w tym 2 tysięcy polskich kapłanów i 5 biskupów. Był oczywiście passus o granicy na Odrze i Nysie, tym „najbardziej gorzkim dla Niemców owocu ostatniej wojny”. Biskupi wspomnieli również o „cierpieniach milionów uchodźców i wysiedleńców niemieckich”.

List polskich Biskupów nie pozostał bez echa ze strony zachodniego partnera. Odpowiedź Biskupów niemieckich przyszła rychło. Już 5 grudnia kard. Stefan Wyszyński otrzymał list z podpisami 42 biskupów z obydwu części Niemiec. Co prawda, był on znacznie krótszy od polskiego orędzia, nie zawierał też „części historycznej”, podejmował jednak temat wzajemnego pojednania i przebaczenia, wyrażał radość z nawiązanego dialogu.

Biskupi niemieccy przyznali, że „wiele okropności doznał naród polski od Niemców i w imieniu narodu niemieckiego. Wiemy, że dźwigać musimy skutki wojny, ciężkie również dla naszego kraju. Rozumiemy, że okres niemieckiej okupacji zostawił palącą ranę, która nawet przy dobrej woli, trudno się zabliźnia. Tym bardziej jesteśmy wdzięczni, że w obliczu tego faktu, doprawdy z chrześcijańską wielkodusznością, uznaje się, iż w czasach panowania reżimu narodowo-socjalistycznego również wielka część ludności niemieckiej przeżywała ciężki konflikt sumienia. Jesteśmy wdzięczni za to, że w obliczu milionów polskich ofiar owych czasów, pamięta się o tych Niemcach, którzy opierali się demonowi i w wielu wypadkach oddali życie. Jest dla nas pocieszeniem, że liczni nasi kapłani i wierni wśród owej nocy nienawiści wstawili się modlitwą i ofiarą za naród polski pozbawiony praw, i że w imię tej chrześcijańskiej miłości wzięli na siebie więzienie i śmierć. Jesteśmy wdzięczni, że mimo niezmiernych cierpień ludu polskiego, wspomina się również i ciężki los wypędzonych Niemców i uchodźców…”.

Bardzo niezadowalający był w liście niemieckim passus dotyczący utraty ziem na Zachodzie i Północy, dlatego Biskupi polscy postanowili przesłać Episkopatowi niemieckiemu wydaną na Zachodzie „Historię Polski” emigracyjnego naukowca Oskara Haleckiego. Jednak wobec partii był to wręcz fatalny krok, bo świadczył o lekceważeniu rodzimych historiografów.

Spoglądając z dzisiejszej perspektywy na ten akt odwagi polskiego Kościoła, polskich biskupów z Prymasem Wyszyńskim na czele, należy w nim widzieć pierwszy krok, który doprowadził do spotkań katolików niemieckich i polskich, do wspomnianych na początku rozwiązań politycznych i kościelnych. Dodam, że to właśnie Gomułka 4 lata później, na kilkanaście dni przed swoim odejściem w polityczny niebyt, podpisał z RFN porozumienie o normalizacji, uważając je za największy sukces polityczny Polski na arenie międzynarodowej.