Żywot św. Stanisława

Z Czesławem Ryszką rozmawia Piotr Lorenc.

„Zwycięzca pod mieczem” – to tytuł najnowszej książki Czesława Ryszki opowiadającej historię św. Stanisława, biskupa i męczennika. Ukazała się w 750. rocznicę kanonizacji głównego Patrona Polski. Książka jest pierwszą w naszych czasach opowieścią biograficzną o męczeńskim Biskupie, napisaną przystępnym językiem i bardzo przejrzyście. „Zwycięzca pod mieczem” to znamienny tytuł, wskazujący na istotę chrześcijańskiej ofiary, owocującej zwycięstwem na wzór Chrystusa.

Piotr Lorenc: – Skupmy się przez chwilę na męczeństwie św. Stanisława. Pisze Pan, że nie do końca jest wszystko jasne i znane. Jak to rozumieć?

Czesław Ryszka: – Wiemy na pewno, że biskup Stanisław został zabity przez króla Bolesława Śmiałego 11 kwietnia 1079 r. w kościele Na Skałce w Krakowie. Jednak okoliczności tego wydarzenia, z powodu skromnych źródeł, nastręczają nieco kłopotów. Chodzi oczywiście o przyczynę zabójstwa biskupa. Wielu historyków, zwłaszcza w XIX w., nie zważając na wielowiekową tradycję, na bullę kanonizacyjną papieża Innocentego IV z 1253 r., a opierając się jedynie na słowie „traditor”, czyli zdrajca, użytym przez Galla Anonima w kronice, rozpoczęło prawdziwy sąd nad biskupem Stanisławem. Konkretnie, oskarżyciele, nie starając się o przeprowadzenie postępowania dowodowego, tłumaczą słowo „zdrajca” w sposób współczesny, jako zdrajca stanu, ojczyzny. Tymczasem nie ma nigdzie żadnych wzmianek, że biskup Stanisław był działaczem politycznym lub społecznym, spiskowcem, przywódcą powstania przeciw królowi, natomiast jest wiele zapisów, że był znakomitym biskupem, oddanym tak Kościołowi i ojczyźnie. Skoro w wieku trzydziestu kilku lat sam król Bolesław Śmiały, zapewne wsparty głosami kapituły i ludu, wybrał go na biskupstwo krakowskie, wynika z tego, że nie objął on stołecznej diecezji krakowskiej przez pomyłkę, ale był królewskim zwolennikiem, a może i przyjacielem. Dlatego „traditor” należy tłumaczyć jako przeciwnik.

– Dlaczego biskup zginął z ręki króla?

– Wiadomo, że najpierw biskup Stanisław upominał króla, wytykając mu niemoralne prowadzenie, brak chrześcijańskiego świadectwa, jakie powinien dawać władca wobec poddanych. Potem, po wyprawie na Ruś, kiedy król karał śmiercią nieposłusznych rycerzy oraz ich żony, wziął ich w obronę. I znowu: najpierw upomniał popędliwego króla, w końcu nałożył na niego klątwę, świadomy, że naraża się na jego gniew, a nawet śmierć. Upomnienie króla, a potem rzucenie na niego klątwy dowodzi, że biskup Stanisław był człowiekiem czynu i zasad, że nie było mu obojętne, co dzieje się w państwie polskim. Zło królewskiego postępowania było dla biskupa Stanisława ogromnym wyzwaniem, to był powód, dla którego musiał sobie odpowiedzieć na pytanie: czy ma służyć królowi czy Bogu? Jedno jest pewne: biskup, który milczałby na widok zła i służalczo spełniał życzenia swego władcy, nie byłby zginął od miecza. Tylko dzięki takiej postawie zrodził się pośmiertny kult biskupa Stanisława jako naśladowcy Chrystusa, służącego wszystkim bez wyjątku swoim wiernym w duchu miłości. Z całą pewnością też, dzięki odważnej postawie biskupa krakowskiego Stanisława, nie doszło ani wówczas, ani potem w naszych dziejach do sojuszu ołtarza z tronem.

– Pisze Pan, że to, co wydarzyło się 11 kwietnia 1079 r. na krakowskiej Skałce, było świętym męczeństwem. Biskup Stanisław, głosiciel prawdy i obrońca sprawiedliwości, stał się ofiarą za obronę tych wartości. Jego śmierć stanowi uwieńczenie posłannictwa, do jakiego został powołany. To była jego droga do świętości, która do dzisiaj nie utraciła blasku. Skąd taka pewność, skoro wcześniej jest mowa, że brakuje nam historycznych dokumentów w tej kwestii?

– Przede wszystkim papież Innocenty IV w bulli kanonizacyjnej napisał, że od samego początku biskup Stanisław całym sercem poświęcił się czuwaniu nad swoją owczarnią. Każdego podnosił na duchu. Był jak matka zarówno dla upadających, jak i dla postępujących w dobrym. W końcu poniósł śmierć w obronie swoich wiernych. Z papieskiej bulli wynika jasno, ze konflikt z królem był sporem duszpasterza z władcą. Gdyby biskup nie potępił postępowania króla, czy byłby na ołtarzach? Jeszcze nie zdarzyło się, żeby lud Boży otoczył czcią kogoś niegodnego, a Kościół taką osobę wyniósł na ołtarze.

– Kościół w Polsce czci św. Stanisława jako jednego z głównych patronów. Po kanonizacji w 1253 r. kult św. Stanisława rozwinął się na całej ziemi polskiej. Jak to się stało?

– Należy wspomnieć, że rok po kanonizacji w Asyżu, a dokładnie 8 maja 1254 r. odbyła się w Krakowie wielka uroczystość pokanonizacyjna, na którą zjechali wszyscy książęta i biskupi polscy. Opuszczając Kraków, wszyscy zabrali ze sobą cząstki relikwii św. Stanisława, by je umieścić w katedrach i głównych kościołach Polski. Przybywających do diecezji z relikwiami biskupów witano uroczyście, w przekonaniu, że chwała św. Stanisława spłynie na lud, stanie się zaczynem i wzorem mocnej wiary. Najszybciej rozwinęły kult św. Stanisława zakony, fundując pod jego imieniem swoje nowe klasztory. Władysław Jagiełło ufundował w Wilnie katedrę, nadając jej wezwanie św. Stanisława. Pierwszy książę, który po kanonizacji zasiadł na tronie zwierzchniczym, Leszek Czarny (1279-89) przyjął św. Stanisława za patrona państwa. Mamy tego dowód na jego pieczęci majestatycznej. Podobnie postąpił Władysław Łokietek, który po zjednoczeniu dzielnic i odrodzeniu królestwa, wypuścił pierwszą w Polsce złotą monetę, na której z jednej strony jest postać króla w majestacie, a na drugiej – św. Stanisława. Nie ulega też wątpliwości, że kult św. Stanisława przyczynił się do przeniesienia koronacji królów polskich z katedry gnieźnieńskiej do katedry wawelskiej. Odtąd królowie okazywali publicznie swoją cześć do św. Stanisława, m.in. idąc w przededniu koronacji w procesji z Wawelu Na Skałkę.

– Kult świadczy o tym, że dany święty żyje nadal, jest wzorem dla następnych pokoleń. Jakim wzorem jest św. Stanisław?

– Św. Stanisław żyje, jak żyją ludzie święci. Aby go spotkać, należy wierzyć w jego nadprzyrodzoną obecność, a zarazem w jego realne pośrednictwo pomiędzy nami a Bogiem. Biskup Stanisław był bowiem nie tylko człowiekiem wielkim i szlachetnym, ale przede wszystkim ogarniętym Bogiem. Jego wstawiennictwu przypisywali nasi przodkowie przezwyciężenie podziału dzielnicowego, zjednoczenie narodu i dalszy jego pomyślny rozwój. Odtąd każde stulecie męczeńskiej śmierci św. Stanisława obchodzono w Polsce jako wielki jubileusz miłości i jedności ojczyzny. Można powiedzieć, że te jubileusze wyznaczały kolejne epoki historii Polski, zarówno te upływające w wolności, jak i okres upadku narodowego podczas rozbiorów. Gdyby jego postawę przełożyć na czasy dzisiejsze, należałoby powiedzieć, że św. Stanisław stał się jednym z rzadkich przykładów możliwości zachowania nieskazitelnej postawy przez człowieka obracającego się wobec problemów polityczno-moralnych. Mówiąc językiem współczesnym, możemy widzieć w św. Stanisławie rzecznika najistotniejszych praw człowieka i praw narodu – tych mianowicie, od których zależy nasza godność, moralność, prawdziwa wolność.

– Dziękuję za rozmowę.