Ustawa o pozbawianiu stopni wojskowych osób i żołnierzy rezerwy, którzy w latach 1943–1990 swoją postawą sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu

Panie Marszałku. Wysoka Izbo.

30 lat za późno uchwalamy tzw. ustawą degradacyjną, pozbawiającą stopni wojskowych osoby zmarłe, lub tych, którzy z racji ukończonego wieku lub stanu zdrowia nie podlegają obowiązkowi służby wojskowej lub żołnierze rezerwy, którzy w latach 1943-1990 swoją postawą sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu. Przykładowo obejmie to m.in. generałów: Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka.

Powiem wprost: 30 lat czekaliśmy na tę ustawę. Należało ją uchwalić już na początku okresu transformacji, dobrze jednak, że chociaż dzisiaj oddajemy nią sprawiedliwość bohaterom polskiej wolności. Jak powiedział przed głosowaniem w Sejmie minister Mariusz Błaszczak, szef MON, ustawa degradacyjna jest adresowana – po pierwsze – do rodzin Żołnierzy Wyklętych oraz tych „którzy przez lata byli prześladowani i mordowani, o których pamięć próbowano zatrzeć w historii naszego kraju”. Drugim adresatem nowych przepisów – jak wskazał szef MON – są młodzi ludzie oraz przyszłe pokolenia Polaków. „Ta ustawa spowoduje, że młode pokolenie będzie wiedziało, jaka jest różnica między białym orłem a WRON-ą” – oświadczył. I dodał: „My chcemy żyć w wolnej Polsce, w związku z tym my nie akceptujemy sowieckich generałów, przebranych w mundury żołnierzy polskich”.

Konkretnie, stopni wojskowych zostaną pozbawieni żołnierzy w stanie spoczynku, którzy byli członkami m.in. WRON, KBW, pełnili służbę w organach bezpieczeństwa państwa wymienionych w ustawie lustracyjnej. Chodzi też o osoby, które wydawały rozkazy użycia broni palnej wobec ludności cywilnej, także te, które będąc „sędzią lub prokuratorem w organach Wojskowej Służby Sprawiedliwości lub w jednostkach podległych, oskarżali albo wydawali wyroki w latach 1943-1956 wobec żołnierzy i osób cywilnych ze względu na działalność na rzecz niepodległości i suwerenności Polski”.

Degradacji dokonuje minister obrony, w przypadku marszałka Polski, generałów i admirałów postanowienia wydaje za zgoda prezydenta. Szef MON wszczyna postępowanie na wniosek premiera, naczelnego dyrektora Archiwów Państwowych, szefa UdsKiOR, stowarzyszeń weteranów i żołnierzy. Wnioski złożone przez inne podmioty pozostają nierozpoznane. Informacji o osobach, której ma dotyczyć postępowanie, dostarczają ministrowi IPN oraz jednostka MON właściwa do badań archiwalnych. Na postanowienie przysługuje skarga do sądu administracyjnego.

Co jednak ważne, stopnia wojskowego nie będą pozbawiane osoby, które „bez wiedzy przełożonych” w trakcie pełnienia służby czynnie wspierały „działania na rzecz niepodległości Państwa Polskiego”.

Najogólniej mówiąc, ustawa oddaje historyczną sprawiedliwość tym, którzy swoim postępowaniem zdradzili polski naród, sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu, podeptali najważniejsze wartości naszej tożsamości narodowej, splamili mundur żołnierza polskiego. Ich miejsce jest na śmietniku historii.

Dziwię się, że są Polacy, którym ta ustawa się nie podoba, którzy uważają, że jakiekolwiek rozliczenia z przeszłością są niepotrzebne. Ale przecież ta ustawa nie wzięła się znikąd. Ona jest wynikiem licznych wystąpień organów i organizacji społecznych domagających się podjęcia prac nad pozbawieniem stopni wojskowych osób, które swoją postawą dokonywały czynów uwłaczających godności posiadanego stopnia wojskowego i tym samym podważyły wierność dla Rzeczypospolitej Polskiej. Postulaty degradacji autorów stanu wojennego zgłaszały od wielu lat środowiska patriotyczne, m.in. Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych z Krakowa.

Owszem, była próba skazania Czesława Kiszczaka, przypomnę, sąd uznał, że „stan wojenny został wprowadzony nielegalnie przez ludzi, którzy stworzyli związek przestępczy o charakterze zbrojnym, wykorzystując struktury ówczesnego państwa komunistycznego po to, żeby utrzymać się przy władzy”. To oczywiście odnosiło się także do Jaruzelskiego: prokurator IPN podkreślił wówczas, że w tym procesie mógł zostać także skazany Jaruzelski, gdyby nie zasłaniał się stanem zdrowia.

Degradacja ma być symbolicznym rozliczeniem epoki PRL, dość już manipulacji historią, prób rozmydlenia historycznych tragedii. Ta symboliczna degradacja należy się polskim sumieniom, aby je oczyścić. To nie jest forma kary czy zemsty. Nie jest wyrazem odpowiedzialności zbiorowej ani też polityki uprawianej na grobach – jak zarzucała opozycja. Ofiary domagają się sprawiedliwości. Jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie my, to kto?