Uchwała w 50. Rocznicę śmierci gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego

Panie Marszałku. Wysoki Senacie.

Wspaniała biografia gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, niezłomnego żołnierza, dowódcy i polityka ukazana w uchwale, w zasadzie nie dotyka sprawy najważniejszej: podjęcia przez niego decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego. Jest tylko wzmianka o jego wypowiedzi po latach w Radiu Wolna Europa: „Gdybyśmy się zachowali biernie, Warszawa nie uniknęłaby zniszczeń i strat. Musieliśmy się liczyć z tym, że jeśli stolica stanie się polem bitwy i walk ulicznych między Niemcami a Sowietami, może ją czekać los Stalingradu”. Dodam, że gen. Bór-Komorowski spoglądając po Powstaniu na ruiny Starego Miasta, powiedział: „Sześćset lat historii Polski legło w gruzach”. Czy w tych słowach trzeba widzieć nutkę żalu, za wydanie rozkazu o godzinie „W”?

Rozumiem, że nasza uchwała dotyczy bezpośrednio postaci gen. Bora-Komorowskiego, a nie wydarzeń związanych z wybuchem Powstania Warszawskiego. Jednak w dyskusji chciałbym moją uwagę poświęcić odpowiedzi na pytanie nurtujące wielu Polaków: czy decyzja gen. Bora-Komorowskiego była słuszna?

Pytanie to zadaję także sobie, mając w pamięci słowa gen. Andersa pochodzące z listu, który 31 sierpnia 1944 r. napisał do płk. „Hańczy”, cytuję: „Powstanie nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią”.

Osobiście opowiadam się za słusznością decyzji gen. Bora-Komorowskiego, której zasadniczym celem było przejęcie kontroli nad miastem w chwili, gdy rozpocznie się z niego ewakuacja wojsk niemieckich. Przed wkraczającymi oddziałami Armii Czerwonej chciano zademonstrować, że w stolicy są polskie władze i wojsko. Obawiano się bowiem, że wojska sowieckie, po zdobyciu Warszawy, podobnie jak to było na Kresach Wschodnich, natychmiast przystąpią do represji wobec polskiego podziemia, a władzę przekażą klice swych agentów i sprzedawczyków.

Mając jednak dzisiejszą świadomość, znając dalszy bieg historii, wolno nam postawić innego rodzaju pytanie: jak daleko w głąb Europy zaszłaby Armia Czerwona, gdyby nie powstrzymało jej Powstanie Warszawskie? Co stałoby się z Europą i Polską, gdyby Polacy płacąc ogromną cenę, nie wstrzymaliby ofensywy Armii Czerwonej na linii Wisły, gdyby nie stanęli do obrony cywilizacji łacińskiej przed bolszewicką, ateistyczna Rosją?

Tu znajduje się odpowiedź o międzynarodowej randze Powstania, które zahamowało na przeszło pięć miesięcy dynamizm „parcia na Berlin”. Gdyby nie Powstanie, kto wie, czy Stalin dotrzymałby teherańskiej umowy z Rooseveltem, co do przekazania Polski i części Niemiec w strefę wpływów sowieckich. Na marginesie dodam, że była to akceptacja umowy Hitler – Stalin (Ribbentrop – Mołotow) z roku 1939, czyli zagarnięcia przez ZSRS wschodniej części Polski, oparcie granicy na linii Bugu. Podobnie na mocy tego układu przekazano Związkowi Sowieckiemu Litwę, Łotwę i Estonię. To był haniebny dowód zdrady Roosevelta w stosunku do Polski. A także haniebny pakt Hitlera ze Stalinem: wszędzie ze sobą walczyli, a nad Wisłą ci dwaj ludobójcy zawarli rozejm, podali sobie ręce, aby zniszczyć Polskę!

Potwierdził to sowiecki marszałek Wasilij Czujkow, słynny dowódca m.in. obrony Stalingradu, w swych odfałszowanych pamiętnikach wydanych już w latach 90., po upadku Związku Sowieckiego, pisze wprost: „Wojnę można było zakończyć pół roku wcześniej – nie w maju 1945, ale do grudnia 1944, gdyby nie decyzja Stalina wstrzymująca I Front Białoruski w sierpniu 1944. (…) Moglibyśmy dojść dalej na Zachód, nie do Berlina i nad Łabę, ale aż do Renu. Los wojny potoczyłby się inaczej. (…) Ileż milionów istnień ludzkich udałoby się ocalić, iluż żołnierzy mniej by poległo”.

Już po zakończeniu wojny w oficjalnym przemówieniu na Kremlu w czerwcu 1945 r., tuż przed udaniem się na konferencję Wielkiej Trójki do Poczdamu, Stalin chełpił się i powiedział wprost do swoich marszałków i generałów: „To nie Niemcy, ale Polska jest naszą największą zdobyczą wojenną”.  Wynika z tego, że Stalin uznał, iż skuteczne unicestwienie AK i sił niepodległościowych Polski jest więcej warte niż zajęcie Niemiec nawet po linię Renu. Tym samym dał ogromną szansę aliantom, którzy po inwazji w Normandii 6 czerwca 1944 r. posuwali się w głąb Francji i Niemiec.

Na pytanie: dlaczego w ogóle Powstanie wybuchło, odpowiada Gustaw Herling-Grudziński, znakomity pisarz, słowami: „Była to bez wątpienia bitwa wielka …, chcieliśmy jej, żyliśmy myślą o niej w Palestynie, Iraku, Egipcie, szkoląc się na pustyni, nasłuchując wiadomości z Polski”.

A pytanie o szanse Powstania? Gdyby Rosjanie będący po wschodniej stronie Wisły wsparli Powstanie, gdyby powstańcy opanowali podstawowe punkty miasta, które umożliwiłyby nawet lądowanie polskiej brygady spadochronowej, części polskiego rządu z Londynu i uzyskanie bezpośredniej pomocy aliantów zachodnich w uzbrojeniu…, gdyby niemiecka panika w lipcu 1944 r. potrwała dłużej! Front był już na linii Wisły. Krótko wcześniej olbrzymia eskadra 104 samolotów amerykańskich dokonywała zrzutów i lądowania na lotniskach sowieckich. Wiele jest dowodów na to, że Powstanie mogło się udać, gdyby wybuchło np. 28 lipca,, gdyby nie o godz. 17, ale o świcie, przez zaskoczenie. A przede wszystkim, gdyby Polska nie została opuszczona przez aliantów i Sowietów.

Ale wracając do pytania, jak daleko w głąb Europy zaszłaby Armia Czerwona, gdyby nie powstrzymało jej Powstanie Warszawskie? Czy Sowieci zatrzymaliby się na uzgodnionej w Teheranie linii Łaby? Stalin poznał w Teheranie, że Roosevelt wszedł z nim w kłamstwo, przekazał Polskę w strefę wpływów ZSRS. Z całą pewnością Stalin poszedłby dalej na zachód, zająłby całe Niemcy, a w konsekwencji podporządkowałby sobie większą część Europy Zachodniej.

W tym kontekście znaczenie Powstania Warszawskiego stało się kontynuacją tradycji obrony Europy łacińskiej przed najazdami bizantyjsko-azjatyckiej kultury. Innymi słowy, Armia Krajowa była kwintesencją polskiego ducha w tym czasie, armią polską wyrastająca z chrześcijańskiej tradycji narodu, zakorzenioną we wskazaniach Konstytucji 3 maja 1791 r. oraz w hasłach naszych powstań narodowych. I nie tylko powstań. Za Witoldem Kieżuniem można by przyjąć hipotezę, że Powstanie Warszawskie jest w historycznym ciągu: bitwy pod Legnicą w 1241 roku, bitwy pod Wiedniem z 1683 roku, Bitwy Warszawskiej zwanej cudem nad Wisłą z 1920, a także wielu innych zwycięskich bitew na wschodnich terenach Polski w XVII wieku z najazdami Moskwy czy krymskich Tatarów, dzięki czemu Stolica Apostolska nazwała Rzeczpospolitą przedmurzem chrześcijaństwa.

Należy dodać, że heroizm Polaków w Powstaniu Warszawskim przyniósł także owoce po zakończeniu wojny. Polska nie stała się XVII republiką Związku Sowieckiego, a w latach PRL, podczas krytycznych wydarzeń roku 1956 r. czy 1980 przywódcy ZSRS nie ośmielili się na działanie zbrojne.

Tak oceniając wybuch Powstania Warszawskiego, należy go uznać za wydarzenie o światowej randze, które uratowało Europę od podporządkowania Związkowi Sowieckiemu, uratowało demokratyczny i chrześcijański ład w Europie. Choć więc Powstanie nie osiągnęło celów militarnych i wojskowych, jednak strony moralna i polityczna zostały dla Polski uratowane. Decyzję generała Tadeusza Bora-Komorowski o wydaniu rozkazu o godzinie „W” należy rozpatrywać w tym duchu, choć jak wspomniałem, także militarne szanse były znaczące. W ostatnim rozkazie do Armii Krajowej gen. Bór-Komorowski dziękował za heroiczną postawę, składał hołd poległym mieszkańcom stolicy, przekazywał wyrazy podziwu i wdzięczności. Odchodzące do niewoli oddziały kapelan błogosławił Przenajświętszym Sakramentem. W telegramie wysłanym przez Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej do dowódcy AK czytamy: „W blasku zgliszcz heroicznego miasta, każdy kto chce patrzeć, dojrzeć musi tę wielką prawdę: nie ma ceny, której nie bylibyśmy gotowi zapłacić za wolność i niepodległość”.