KILKA MYŚLI PRZED WYBORAMI

Kardynał Robert Sarah z Watykanu mówiąc o dzisiejszej Europie, stwierdził wprost, że Zachód umiera. „Nie rodzą się dzieci. Bóg i Jego Prawo zostało zepchnięte na margines, następuje inwazja innych kultur”. Współczesna zlaicyzowana Europa – jak uważa kard. Sarah – nie ma żadnego spoiwa, żadnej myśli przewodniej, która nakazywałaby bronić jej przed nadciągającymi zewsząd zagrożeniami. Zniewieściałe społeczeństwa, rozkładane od środka przez ideologię gender, nie są w stanie obronić świata wartości. Jednym słowem, Europa wyrzekając się Chrystusa, oddając rządy lewakom i ateistom, spowodowała duchową pustkę, która musi być czymś wypełniona. Kardynał ostrzega: „Jeśli chrześcijanie nie przebudzą się, islam opanuje wszystko”.

To, że tak się dzieje, to w dużej mierze nasza wina. Przecież większość elit w Europie to ochrzczeni chrześcijanie. Wielu z nich ma jednak wypaczony obraz Kościoła. Ks. prof. Czesław Bartnik wylicza, że np. jedni patrzą na Kościół socjologicznie. Traktują go jak jakieś stowarzyszenie, związek, ugrupowanie, pomijając wewnętrzną istotę Kościoła, jego rzeczywistość mistyczną, nadprzyrodzoną.

Inni traktują Kościół jako element folkloru, zbiór swoistych obyczajów i zwyczajów świątecznych. Dla nich Kościół to twór ludzki, do którego człowiek może należeć bądź nie. Ponadto pod wpływem liberalizmu szerzy się mniemanie, że Kościół to sfera indywidualna, prywatna poszczególnych ludzi, coś jakby osobiste hobby. Stąd przekonanie, że i do jego doktryny można podejść indywidualnie. Taki ktoś uznający się za katolika, potrafi powiedzieć z rozbrajającą ignorancją: a mnie się wydaje, że czyśćca to nie ma. Często też przynależność do Kościoła traktowana bywa jako swoista ubezpieczalnia duchowa, na zasadzie: a co mi szkodzi, a nuż coś w tym jest.

Abp Stanisław Wielgus trafnie ostrzega, że dzisiaj na człowieka wpływają trzy areopagi: uniwersytety, parlamenty oraz media. Uniwersytety tworzą nową definicję człowieka bez Boga, parlamenty w tym duchu uchwalają niemoralne ustawy, a media to wszystko eskalują, nagłaśniają, podają jako prawdę. Arcybiskup na potwierdzenie swojej tezy przywołał słowa angielskiego pisarza C. S. Lewisa, który powiedział, że „kiedyś diabeł miał utrudnioną pracę, bo musiał każdego z osobna kusić. Dzisiaj ma do dyspozycji wielkich pomocników, ma do dyspozycji media, które jego diabelskie idee przekazują milionom ludzi, zwłaszcza ludziom młodym, zatruwając ich świadomość”.

Media również na własny obraz kreują polityków: demokratycznie wybrani, mają zachowywać tzw. neutralność światopoglądową, wykazać się tolerancją dla wszystkich i dla każdego z osobna. Jan Paweł II oceniając takie uprawianie polityki, ostrzegał przed rysującą się groźbą sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, co może pozbawić życie społeczności trwałego punktu odniesienia, a tym samym zdolności rozpoznawania prawdy. Jak to przypomniał Ojciec Święty podczas wizyty w polskim Parlamencie (za encykliką „Veritatis splendor”), „jeśli nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Wniosek: Prawdziwe uprawianie polityki musi być oparte na fundamencie moralnym.

W związku z tym polityk-katolik powinien utożsamiać się ze swoją wiarą, nie może unikać prezentowania swoich osobistych przekonań, powinien promować swoje poglądy, gdzie się tylko da – podobnie zresztą jak czynią to nieustannie ateiści i agnostycy. Konkludując, nie ma czegoś takiego jak katolickie państwo czy katolicka polityka. Natomiast są chrześcijańscy, katoliccy politycy, którzy na serio traktują politykę jako służbę człowiekowi i troskę o dobro wspólne. Można i należy swoje zaangażowanie widzieć w duchu Ewangelii, a w kwestiach ustawowych kierować się społeczną nauką Kościoła.