Informacja Prezesa Rady Ministrów o stanie kompleksowej umowy gospodarczo-handlowej między UE i jej państwami członkowskimi a Kanadą.

Panie Marszałku. Wysoka Izbo.

Mamy w Senacie dopiero przedsmak problemu CETA, czyli opowiedzenia się za bardzo kontrowersyjną umową handlową o wolnym rynku między Unią Europejską a Kanadą. Poufne negocjacje w tej sprawie zakończyły się w sierpniu 2014 r., a 23 września 2016 r. w Bratysławie europejscy ministrowie handlu wstępnie zadeklarowali jej przyjęcie. 27 października ma ją ratyfikować Komisja Europejska. Aby umowa weszła w życie, muszą ją parafować wszystkie 27 państw UE.

Licząca ponad 2 tys. stron umowa ma swoich zwolenników oraz zagorzałych przeciwników. Zwolennicy twierdzą, że umowa posłuży ogólnemu dobrobytowi, konkretnie, Kanada otworzy swój rynek dla polskich towarów. W przypadku np. produktów rolnych, skorzystają na tym producenci nabiału, napojów alkoholowych, owoców i warzyw. Uproszczone zostaną procedury dopuszczenia do rynku, co obniży koszty zwłaszcza dla mniejszych przedsiębiorstw zainteresowanych eksportem. W momencie wejścia w życie umowy bezcłowo będzie odbywać się 91% handlu w eksporcie do Kanady. Co ważne, produkty niespełniające wymogów UE nie będą mogły być importowane i CETA nic tu nie zmienia.

Przeciwnicy CETA mają jednak poważne wątpliwości, podobne do tych, jakich doświadczyliśmy otwierając nasz kraj bez żadnych zabezpieczeń na rynek europejski: przyniosło to Polsce różne negatywne skutki. A jakie negatywne skutki może przynieść CETA?

Choć zapewni ona unijnym, a więc także polskim przedsiębiorcom, większe możliwości do prowadzenia działalności gospodarczej w Kanadzie – to będzie korzystna wyłącznie dla wielkich firm ponadnarodowych. Takich jest większość w Kanadzie. Dla nas największe niebezpieczeństwo jawi się dla rynku rolnego (Kanadyjczycy zezwalają np. na sprzedaż jabłek modyfikowanych genetycznie, co uderzy głównie w Polskę, gdzie produkcja jabłek jest największa w UE). W Kanadzie został dopuszczony do sprzedaży nawet genetycznie zmodyfikowany łosoś jako produkt spożywczy. Ponadto zniesienie barier podatkowych i celnych np. na zmodyfikowaną pszenicę i kukurydzę, na mięso i sery, doprowadzi do zanikania małych gospodarstw rodzinnych, a także do wyeliminowania upraw ekologicznych. W konsekwencji Polska ze swoimi milionami drobnych rolników, wielkimi lasami i zachowaną bioróżnorodnością, zamiast być europejską i światową potęgą w produkcji żywności ekologicznej, uzależni się całkowicie od importu taniej żywności z Zachodu.

Tak polityka wobec CETA wygląda od złej strony. Ale, jak oświadcza rząd, są w umowie pewne zabezpieczenia i wyjątki, które pozwolą chronić własny rynek. Premier Beata Szydło zapewniła, że Polska nie przyjmie żadnej umowy, która będzie godzić w interesy Polaków i polskich przedsiębiorców oraz rolników. Jak potwierdza, rolnicy będą chronieni kontyngentami taryfowymi i okresami przejściowymi. Dla przykładu, w sektorze mięsnym: w imporcie wołowiny z Kanady będzie obowiązywał kontyngent w wysokości 45 tys. ton, co odpowiada 0,6% unijnego rynku, jednym słowem CETA nie wpłynie na wielkość i strukturę produkcji rolnej w Polsce.

I wreszcie, aby dodatkowo zabezpieczyć polski interes, Sejm przegłosował poprawkę do uchwały, która nakłada obowiązek ratyfikacji CETA większością 2/3 głosów w Sejmie i Senacie.

Obecnie tak w Europie jak i w Polsce rozpoczęły się protesty i manifestacje przeciw  umowie CETA. Między innymi rolnicza „Solidarność” zaapelowała do rządu i parlamentu o odrzucenie tej umowy, podkreślając, że traktat stanowi zagrożenie dla funkcjonowania polskich gospodarstw rodzinnych i rolnictwa. Ponadto napływ tańszej, choć gorszej kanadyjskiej żywności, spowoduje zagrożenie dla bezpieczeństwa żywności (kanadyjskie normy nie spełniają europejskich standardów).

Podkreśla się również, że Kanada jest tak mocno powiązana gospodarczo ze Stanami Zjednoczonymi umową NAFTA, iż umowa CETA wprowadzi tylnymi drzwiami produkty z USA do Europy. A to byłoby już znacznie bardziej niebezpieczne, ponieważ dotrze do nas żywność z GMO, pełna pestycydów, zabronionego u nas hormonu wzrostu itp. Jeśli nawet to wykryjemy i będziemy chcieli zablokować, to decydować będzie arbitraż, w którym prawnicy wielkich korporacji rekomendowani władzom UE i Kanady, mogą nie działać na naszą korzyść. Takie zagrożenie nie jest teoretyczne, ale całkiem możliwe. Doświadczyliśmy tego ostatnio przy tzw. podatku handlowym, kiedy to lobbyści wielkich sieci hurtowych i supermarketów w Polsce zablokowali w Brukseli jego wprowadzenie.

Zwolennicy wprowadzenia CETA twierdzą ponadto, że nawet po podpisaniu CETA, kiedy będzie tymczasowo stosowana w zakresie unijnych kompetencji, będzie można się z niej wycofać do czasu ratyfikacji przez wszystkie państwa członkowskie UE. Jak sadzę, wejście w życie jej części handlowej faktycznie pozwoli w pierwszych latach skorzystać na umowie, ale czy naprawdę – w przypadku jej negatywnych skutków – będzie można wycofać się? Obawiam się, że nie będzie to możliwe. Zadba o to międzynarodowy arbitraż, a przede wszystkim lobbyści wielkich koncernów. Odszkodowania w tej sytuacji mogą być większe, aniżeli wcześniejsze korzyści.

Warto również pamiętać o sondzie na portalu interia.pl. Na pytanie, czy jesteś za podpisaniem umowy CETA między Unią Europejską a Kanadą? Na TAK było 9%, na  NIE –  91%. Głosowało ponad 2000 osób.

Generalnie jestem za obalaniem przeszkód dla handlu, otwieraniem rynku czy zwalczaniem protekcjonizmu. Jednak nie wszystko służy tzw. ogólnemu dobrobytowi. Poważne wątpliwości, jakie pojawiły się przy CETA należy absolutnie wziąć pod uwagę i dopóki nie będzie poważniejszych badań i ekspertyz, czy umowa opłaca się polskiej gospodarce, należy wstrzymać się od decyzji.