Uchwała Senatu w sprawie uczczenia 40. rocznicy wydarzeń Czerwca 1976 w Radomiu, Ursusie i Płocku

Panie Marszałku. Wysoka Izbo.

W uchwale Senatu w sprawie uczczenia 40. rocznicy wydarzeń Czerwca 1976 r. w Radomiu, Ursusie i Płocku oddajemy cześć Polakom, którzy zostali przez komunistów poddani okrutnym represjom za domaganie się praw i wolności obywatelskich. Był wśród nich wspomniany w uchwale ks. Roman Kotlarz, pobity śmiertelnie za udział w manifestacji radomskich robotników 25 czerwca 1976 r. Pragnę jego osobie poświęcić moją wypowiedź.

Ks. Roman Kotlarz święcenia kapłańskie przyjął w 1954 r. Był wikariuszem w parafiach: Szydłowiec, Żarnów, Koprzywnica, Mirzec, Kunów i Nowa Słupia. 26 sierpnia 1961 r. został proboszczem parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Pelagowie koło Radomia. Zapamiętano, że żył w iście spartańskich warunkach i że był bardzo wrażliwy na ludzką biedę i niesprawiedliwość. W kościele wygłaszał kazania patriotyczne, z tego powodu znajdował się pod stałą obserwacją i inwigilacją funkcjonariuszy i tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa. W czasie wydarzeń radomskiego czerwca znalazł się 25 czerwca wśród strajkujących robotników z Zakładów Metalowych „Łucznik” w Radomiu. Ze schodów kościoła pw. Świętej Trójcy w Radomiu błogosławił w czasie manifestacji protestujących robotników, modląc się na głos słowami: „Matko Najświętsza, któraś pod krzyżem stała, pobłogosław tym dzieciom, które pragną chleba powszedniego!”

Ks. Kotlarz opisując manifestację, wspominał ją w kazaniach. Mówił m.in.: „Przez kilka minut w sutannie maszerowałem środkiem ulicy. Raz po raz pozdrawiano mnie: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Dziękujemy księdzu! Bóg zapłać! Odpowiadałem: Na wieki wieków! Szczęść Boże!”.

Za ten niepokorny w oczach władz postępek miał słono zapłacić. Wezwany do Prokuratury Wojewódzkiej w Radomiu został ostrzeżony, że jego kazania stanowią „poważne przestępstwo zagrożone surową karą pozbawienia wolności” i są „prymitywnym żerowaniem na uczuciach religijnych”. Za ostrzeżeniami poszły chuligańskie czyny: często widziano jak, czarna wołga podjeżdżała pod plebanię w Pelagowie. Czasem gdzieś wywozili księdza, a czasem bito go w mieszkaniu. Trwało to ponad miesiąc.

W lipcu 1976 r. ks. Roman zaczął gasnąć w oczach. Kiedyś promieniejący radością, spokojny i opanowany, zaczął zdradzać objawy depresji. Pewnego dnia w tajemnicy pokazał ministrantowi, Tomaszowi Świtce, swe plecy. – Były sine, czarne jak sutanna – mówił ministrant.

15 sierpnia ks. Kotlarz zasłabł w czasie Mszy św. Zawieziono go do szpitala w Krychnowicach. Zmarł trzy dni później. W oficjalnych dokumentach szpitala nie znalazła się żadna informacja o śladach pobicia. Nie wolno było nawet wspomnieć o żadnym pobiciu, choć widziały je w szpitalu inne osoby. Oficjalnie podano, że zmarł na serce.

Pogrzeb księdza Romana Kotlarza był wielką patriotyczną manifestacją, uczestniczyli w nim licznie robotnicy czerwcowego protestu, dziękując w ten sposób kapłanowi za moralne wsparcie. Ciało księdza niesiono kilka kilometrów ze szpitala w Krychnowicach do kościoła w Pelagowie. Ks. Kotlarz został pochowany w rodzinnych Koniemłotach koło Staszowa.

Niemal natychmiast po pogrzebie, zaczęło się zacieranie śladów i przyczyn śmierci ks. Kotlarza. Otruty został nawet pies proboszcza. Mimo że przez szereg lat rozpoczynano śledztwa i procesy, były umarzane z braku dowodów. Także po roku 1989, ponieważ nie znaleziono teczki osobowej ks. Kotlarza w archiwach SB.

Jedyne rehabilitacje i dowody uznania dla ks. Kotlarza, ale znamienne, to pośmiertne odznaczenia. W 1990 r. prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski odznaczył go Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami „Za ofiarę życia w walce z komunistami o niepodległą Polskę”. Ważnym momentem upamiętnienia Bohatera było przemówienie Jana Pawła II w czasie wizyty w Radomiu 4 czerwca 1991 r. Na lotnisku w Sadkowie Ojciec Święty powiedział m.in.: „Podczas dzisiejszych odwiedzin zatrzymam się przy kamieniu-pomniku z napisem: „Pamięci ludzi skrzywdzonych w związku z robotniczym protestem roku 1976”. To czasy bliskie, które Radom i cała Polska głęboko zapisały w swej pamięci. Można powiedzieć, że r. 1976 stał się wstępem do dalszych wydarzeń lat osiemdziesiątych. Kosztowały one wiele ofiar, aresztowań, upokorzeń, tortur (zwłaszcza praktykowanych pod nazwą „ścieżki zdrowia”), śmierci (między innymi jednego z sandomierskich duszpasterzy) – poprzez to wszystko torowały drogę ludzkiemu pragnieniu sprawiedliwości”.

Dzięki działaczom radomskiej „Solidarności” w 1996 r. rondo, z którego ul. Reja prowadzi na plac przed kościołem jezuitów, otrzymało imię ks. Romana Kotlarza. Tam też ustawiono kamień z krzyżem i pamiątkową tablicą. Dziesięć lat później został tam posadzony pamiątkowy dąb papieski. Z kolei 3 maja 2009 r. Prezydent RP Lech Kaczyński uhonorował pośmiertnie ks. Kotlarza Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Obok tych odznaczeń ważną jest żywa ludzka pamięć i troska o nią w wielu środowiskach. Kilka lat temu oficjalnie rozpoczęły się starania o ogłoszenie ks. Romana Kotlarza błogosławionym męczennikiem za wiarę.

Panie Marszałku. Wysoka Izbo.

Protest radomskich robotników w obronie godności ludzi pracy w czerwcu 1976 r. to ważna karta z naszej historii, niestety, nasza wiedza o zbrodni i katach ks. Kotlarza jest wciąż tylko poszlakowa. Biskup radomski Edward Materski ujął rzecz w słowa: „Oblicza męczenników są zawsze odkryte i bogate blaskiem chwały. Kaci twarze zasłaniają”.

W 2008 r. rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Radomiu proces 28 byłych funkcjonariuszy Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej (ZOMO), których prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej oskarżyli o dokonanie zbrodni komunistycznej – o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad prawie 30 osobami, zatrzymanymi w związku z protestem robotniczym w Radomiu w czerwcu 1976 r. Byli zomowcy zgodnie twierdzili, że nikogo nie bili ani nie organizowali „ścieżek zdrowia”, które wyglądały tak: zatrzymani byli skuci kajdankami i przechodzili przez szpaler funkcjonariuszy, którzy ich bili pałkami szturmowymi, pięściami i kopali. Żaden z ZOMO-wców nich nie przyznał się do winy. Niektórzy twierdzili wręcz, że o tzw. „ścieżkach zdrowia” dowiedzieli się… z mediów i to długo po radomskim proteście.

Widać z tego, że na świeckie sądy nie ma co liczyć, może sędziowie w ewentualnym procesie beatyfikacyjnym ks. Romana Kotlarza, dotrą do archiwów kościelnych, wówczas nasza wiedza o radomskim czerwcu będzie pełniejsza. Dziękuję za uwagę.