Uchwała Senatu w 80. rocznicę śmierci księdza Stanisława Streicha

Panie Marszałku. Wysoki Senacie.

W uchwale Senatu wspominamy tragiczne wydarzenie z 27 lutego 1938 r., kiedy to podczas odprawiania mszy św. został bestialsko zamordowany ks. Stanisław Streich (1902–1938), pierwszy proboszcz nowo powstałej parafii św. Jana Bosko w Luboniu niedaleko Poznania. Sprawcą zamachu był Wawrzyniec Nowak, komunista z Lubonia działający z pobudek antyreligijnej nienawiści. Kiedy ks. Streich wchodził na ambonę, by wygłosić kazanie, zamachowiec cztery razy strzelił do niego, krzycząc: „Niech żyje komunizm”.

Profesor Marian Zdziechowski, wybitny filozof i humanista, w eseju „Widmo przyszłości”, napisanym w 1938 r. pod wrażeniem śmierci ks. Streicha, obserwując zbliżające się od Wschodu niebezpieczeństwo, pytał, co może nas uratować od nawałnicy zła. „Tylko świętość mogłaby zwyciężyć w strasznej walce. Świętość jest duchem Kościoła i Kościół ją wytwarza. (…) to potężny prąd apostolstwa, płynący przez historię. Może ten prąd zmiecie wysiłki piekła… To pewne, że ciężkie, męczeńskie czasy próby mamy przed sobą. Może niejednego z nas czeka los ks. Streicha. Niechże gotowi będą do tego ci, co chcą być hufcem Chrystusowym”. Jak się okazało, były to prorocze słowa.

Chciałbym podkreślić te słowa uchwały: komunista działający z pobudek antyreligijnej nienawiści. Gdy bowiem wybuchła II wojna światowa, obok komunistów nienawidzących księży, niemieccy hitlerowcy zamordowali kilka tysięcy polskich duchownych. Nie inaczej było po zakończeniu II wojny światowej, kiedy Polsce został narzucony zbrodniczy system komunistyczny. Na wzór sowieckiego NKWD działało do roku 1954 Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, zwane popularnie w Polsce UB, przy którym powstał tzw. Komitet ds. Bezpieczeństwa Publicznego.

Zbrodnie komunistów na kapłanach po wojnie do dziś wołają o pomstę do nieba. W pobliżu miejscowości, skąd pochodzę, a dokładnie w Płokach koło Trzebini, został zamordowany 11 maja 1946 r. ks. Michał Rapacz (1904-1946). Komunistyczni bandyci wpadli na plebanię przed północą, zabierając proboszcza ze sobą. Przed śmiercią bandyci z PPR-u nie szczędzili mu tortur: ciągnęli księdza na powrozie dookoła kościoła, kazali mu się czołgać na klęczkach, bili, gdzie popadło. Potem zawlekli swoją ofiarę do oddalonego o kilometr lasku, postawili kapłana twarzą do drzewa. Padły strzały – w skroń i w czoło. Tak wykonali wydany przez partię komunistyczną i bezpiekę wyrok. Na miejscu zbrodni zostały łuski pocisków, sprawcy z góry liczyli na pełną bezkarność. Ksiądz Michał Rapacz zginął męczeńską śmiercią, ponieważ był niewygodny dla ludzi nienawidzących religii, Kościoła i duchowieństwa. W kronice parafii odnotowano, że był to już trzeci napad na plebanię. Poprzednim razem udało się księdzu uciec przez okno.

Zabójstwa kapłanów po wojnie nie są przedmiotem uchwały Senatu, ale tak przed wojna jak i po wojnie komuniści uczynili z walki z Kościołem swój priorytet. „Religia i komunizm nie mogą istnieć obok siebie ani w teorii, ani w praktyce” – pisali sowieccy ideolodzy. Aparat represji „polował” szczególnie na księży odważnie ewangelizujących w tych trudnych czasach. Wiadomo z badan IPN-u, że w okolicy Chrzanowa działał „tajny aktyw” PPR-u, który wydawał wyroki śmierci na niewygodnych dla partii ludzi: żołnierzy Armii Krajowej, członków legalnych stronnictw opozycyjnych, księży. Sądy kapturowe i komunistyczne „szwadrony śmierci” na terenie Zagłębia Chrzanowskiego są potwierdzonym faktem. Kilka miesięcy po ks. Rapaczu, w nocy z 6 na 7 września 1946 r., „nieznani sprawcy” zabili proboszcza parafii w sąsiednim Libiążu – ks. Franciszka Flasińskiego, odważnie krytykującego poczynania władz komunistycznych.

Walką z Kościołem kierowała wówczas osławiona Julia Brystygierowa, zwana „krwawą Luną”, żydówka, od 1927 r. związana z ruchem komunistycznym. W latach 1945-1954 była dyrektorem V Departamentu MBP. Na odprawie kierownictwa tegoż ministerstwa, 15 października 1947 r. Brystygierowa wygłosiła referat pt. „Ofensywa kleru a nasze zadania”, w którym stwierdziła: „W walce przeciw demokratycznemu ustrojowi Państwa Polskiego zaczyna kler polski wysuwać się na pierwszy plan. Dlatego też sprawa przeciwdziałania i zwalczania wrogiej działalności politycznej kleru i obozu katolickiego musi zająć odpowiednie miejsce w pracy organów BP. (…) Fakt, że centrum dyspozycyjne kleru polskiego jest w Watykanie, który – jak wyżej wspomniano – odgrywa dziś rolę jednego z najbardziej antydemokratycznych, antysowieckich i proamerykańskich czynników w polityce międzynarodowej, określa również kurs polityki episkopatu polskiego. (…) Aparat nasz dotychczas nie doceniał i na ogół nienależycie odniósł się do [tego] zagadnienia. (…) Zwalczanie wrogiej działalności kleru jest niewątpliwie jednym z najtrudniejszych zadań, jakie stoją przed nami. (…) Praca nasza operacyjna musi iść w kierunku: Rozpracować udział księży w podziemiu, który obecnie jeszcze jest b. poważny”. W kolejnym referacie programowym w lipcu 1949 r. pt. „O kierunkach pracy na nowym etapie walki z klerem”, Brystygierowa wezwała wprost do zniszczenia Kościoła katolickiego, jako „agentury watykańskiej”.

Po tzw. przemianach 1956 r. powstała Służba Bezpieczeństwa, a działaniami „szwadronów śmierci” w odniesieniu do Kościoła i księży zajął się IV Departament MSW, a zwłaszcza Grupa „D”, grupa operacyjna do zadań specjalnych, dezintegrujących. Chodziło o to, aby księży podzielić, skłócić, zantagonizować Kościół w Polsce za pomocą prowokacji, kłamstw, fałszywych dowodów, preparowanych dokumentów. Nie obyło się bez sięgania po środki przestępcze. Bandyci z SB działali do końca lat osiemdziesiątych, mordując m.in. księży: Popiełuszkę, Niedzielaka, Suchowolcu, Zycha, Palimąkę, Kija czy Kowalczyka.

Dziś wspominamy w uchwale ks. Stanisława Streicha, ale pamiętamy, że mimo prześladowań Kościół katolicki, księża i biskupi katoliccy, przez cały okres PRL byli ostoją polskiego oporu przeciwko komunizmowi. Kościół był dla Polaków nie tylko depozytariuszem Chrystusowej nauki, lecz także nieskażoną instytucją życia narodowego, najkrócej mówiąc: Kościół pomógł większości Polaków przejść suchą nogą przez czerwone morze komunizmu. Dziękuję za uwagę.