Ustawa o szczególnych zasadach usuwania skutków prawnych decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich wydanych z naruszeniem prawa

Panie Marszałku. Wysoki Senacie.

Debatujemy o ustawie, która ma usunąć naruszenia prawa, jakie wystąpiły w trakcie wydawania decyzji w oparciu o przepisy tzw. dekretu Bieruta z 26 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze miasta stołecznego Warszawy. Słowo naruszenia brzmi jak eufemizm, chodzi bowiem o złodziejską reprywatyzację w Warszawie, największą i najbardziej kosztowną aferę w samorządzie stolicy ostatnich 10 lat. Krótko mówiąc, to sprawa nie tylko działki przy ul. Chmielnej 70, której wartość szacowana jest na ponad 160 mln zł, ale również ponad setki innych nieruchomości, często przejmowanych nielegalnie, na podstawie sfałszowanych dokumentów. To również, a nawet przede wszystkim, dramat wielu warszawskich rodzin, które z dnia na dzień straciły dach nad głową z powodu chciwości i pazerności nieuczciwych handlarzy roszczeniami.

Niby dla wielu od lat było oczywiste, że w Warszawie jest prowadzony przestępczy proceder odzyskiwania nieruchomości przez tzw. czyścicieli kamienic, jednak dla władz samorządowych Warszawy na czele z panią prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Jeszcze obecnie, skoro zrezygnowano z audytu, to znaczy że władze samorządowe nie potrafią lub nie chcą wyjaśnić tej w wielu przypadkach złodziejskiej, przestępczej reprywatyzacji. Twierdzę tak, ponieważ zarzuty postawione przez prokuraturę obecnym i byłym urzędnikom Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy pokazują, jak gigantyczna jest skala wyłudzeń publicznych pieniędzy.

W mediach czytam, że Pani Prezydent Warszawy wiedziała o tym przestępczym procederze, unikała jednak rozwiązania problemu, ponieważ jej rodzina również stała się beneficjentem reprywatyzacji wydanej z naruszeniem prawa. Dopowiem więcej: przykład reprywatyzacji nieruchomości przy ul. Noakowskiego 16 w Warszawie, przejętej przez rodzinę Waltzów, stanowił zachętę dla innych, w tym dla przestępców, którzy nie cofnęli się nawet przed dokonaniem zabójstwa pani Jolanty Brzeskiej.

Przyznam się, że aż trudno uwierzyć, ile patologii narosło wokół procesu reprywatyzacyjnego w obszarze miasta Warszawy. Mam na myśli przenoszenie własności na osoby nieuprawnione, zarządzanie odszkodowań w olbrzymich kwotach czy wyrzucanie z mieszkań na bruk osób uprawnionych do zamieszkiwania w nich. Z danych medialnych wynika, że w samej Warszawie liczba poszkodowanych osób może dotyczyć 40 tys. To wszystko dokonywało się w majestacie prawa, przy zaangażowaniu sądów grupa osób bogaciła się, odkupując za bezcen warte wiele milionów zł roszczenia. Wszystko kosztem pokrzywdzonych osób indywidualnych, często przy wykorzystaniu ich trudnej sytuacji materialnej lub trudnej sytuacji spadkobierców i kosztem interesu społecznego.

Przez osiem lat rządów PO-PSL wydawano decyzje administracyjne o zwrotach kamienic nie tylko z naruszeniem prawa, ale wręcz z naigrawaniem się z prawa. Prezydent zwracała nieruchomości, prokuratura umarzała wnioski o ściganie przestępców, a sądy to wszystko przyklepywały. Od 1990 r. podjęto ponad 4 tys. decyzji reprywatyzacyjnych. Oczywiście, nie wszystkie niezgodnie z prawem, ale chodzi o ogromną skalę nadużyć, nawet 4 mld zł, a może i więcej. W takiej sytuacji być może była w Polsce praworządność, ale niewiele miała ona wspólnego ze sprawiedliwością, skoro osoby publiczne pracujące w samorządach i sądach dopuściły się rozkradania publicznego majątku na taką skalę. Co więcej, powiązania tych osób przypominają strukturę mafijną. Metoda na kuratora czy fikcyjna reaktywacja spółek nie mogłyby zaistnieć bez luk prawnych, o które najwyraźniej ktoś zadbał. Czyżby prezydent Warszawy nie miała żadnej wiedzy na temat decyzji podejmowanych w warszawskim Biurze Gospodarki Nieruchomościami, skoro biuro było jej bezpośrednio podporządkowane?

Teraz ma to wszystko sprawdzić powoływana komisja reprywatyzacyjna, stanowiąca organ administracji publicznej, której zadaniem będzie weryfikacja wydawanych dotąd decyzji reprywatyzacyjnych oraz występowanie do właściwych organów w razie stwierdzenia okoliczności sprzyjających wydawaniu decyzji z naruszeniem prawa lub popełnianiu przestępstw bądź utrudniających ich ujawnianie. Na czele komisji stanie powołany przez prezesa Rady Ministrów przewodniczący, czyli de facto przedstawiciel rządu; ośmiu członków komisji powoła Sejm. Regulamin pracy komisji określi minister sprawiedliwości. Jednocześnie przy komisji ma działać społeczna, dziewięcioosobowa rada o charakterze doradczym, której członków również będzie powoływał minister sprawiedliwości w porozumieniu z ministrem spraw wewnętrznych i administracji.

To prawda, że komisja otrzymuje bardzo duże uprawnienia, większe niż sejmowa komisja śledcza, faktycznie stanie się quasi-sądem, ponieważ będzie mogła wzruszać wyroki sądowe. Dopowiem, komisja śledcza kończy się raportem, natomiast oszukani mieszkańcy Warszawy oczekują szybkiej sprawiedliwości. Warszawiacy liczą, że polskie państwo wygra ze zorganizowaną grupą przestępczą. Tam, gdzie jeszcze da się to zrobić, kamienice powinny trafić we właściwe ręce. Jeżeli jakaś nieruchomość została już przez osobę trzecią nabyta w tzw. dobrej wierze, to komisja będzie miała możliwość wyznaczenia tzw. rekompensat od osób, które niesłusznie zarobiły miliony zł na reprywatyzacji. Komisja, jeżeli wyznaczy tę rekompensatę, to środki pozyskane w ten sposób, będą przeznaczone dla ofiar dzikiej reprywatyzacji.

Opozycja zgłasza wątpliwości co do niezgodności z Konstytucją tak powołanej komisji. Zapytam: czyż wprowadzenie takiego szczególnego trybu postępowania – biorąc pod uwagę wiele lat procederu tzw. dzikiej reprywatyzacji – nie jest jedynym i najlepszym rozwiązaniem?

Przeciwnicy powołania komisji twierdzą, żebyśmy zostawili tę sprawę sądom. One wszystko wyjaśnią i postanowią najlepiej. Otóż, nie musielibyśmy zajmować się sprawą dzikiej reprywatyzacji, gdyby nie sądy. Po prostu, gdyby sądy w Warszawie dobrze działały, nie byłoby tej afery. Gdyby polskie sądy nie ustanawiały kuratorów za 140-letnie osoby, nikt z Warszawiaków nie utraciłby mieszkania. Cóż, sądy są niezawisłe, ale bywają przekupni sędziowie. I dlatego powołujemy tę nadzwyczajną komisję weryfikacyjną.