Uchwała w sprawie wsparcia obywatelskich inicjatyw uczczenia 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej

Panie Marszałku. Wysoka Izbo.

To się nazywa myślenie o przyszłości. Setna rocznica Bitwy Warszawskiej za cztery lata, ale Senat Rzeczypospolitej Polskiej myśli o jej godnym uczczeniu już dzisiaj. A najbardziej godne dla tego wielkiego historycznego zwycięstwa, nazwanego „Cudem nad Wisłą”, byłoby wzniesienie w Warszawie monumentu, Łuku Triumfalnego, który upamiętniłby tę bitwę, a zwłaszcza jej bohaterskich obrońców na wieki.

Dlaczego tę bitwę określa się mianem „Cudu”? Proszę pozwolić mi na krótkie historyczne przypomnienie. Kiedy w 1918 r. nasze państwo po blisko 150 latach niewoli odzyskało suwerenną państwowość, powszechnie mówiło się o zmartwychwstaniu Polski, o darze Bożej Opatrzności uzyskanym dzięki opiece i wstawiennictwu Królowej Korony Polskiej. To wówczas na prośbę biskupów polskich Stolica Apostolska wprowadziła do Litanii loretańskiej wezwanie „Królowo Korony Polskiej”, a także zatwierdziła formularz Mszy św. o Matce Bożej Królowej Korony Polskiej. Pierwsze święto 3 Maja obchodzone w odrodzonej ojczyźnie jako centralne święto narodowe, zgromadziło na Jasnej Górze w 1919 r. dziesiątki tysięcy pielgrzymów. Gen. Józef Haller, twórca Błękitnej Armii, witany na Jasnej Górze jak bohater narodowy, w przemówieniu do żołnierzy powiedział m.in., że „u stóp Jasnej Góry winny zespolić się wszystkie dążenia Polaków, którzy w wolności przodować będą innym narodom”.

Kiedy w 1920 r. zagroziła Polsce napaść bolszewicka, z Jasnej Góry popłynęło wezwanie nawołujące wszystkich do obrony ojczyzny. Wydrukowano tysiące ulotek, które poprzez pielgrzymów docierały do wszystkich zakątków kraju. Biskupi zebrani w klasztorze jasnogórskim na Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski z końcem lipca 1920 r. dokonali poświęcenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusa i ponownego obioru Maryi na Królową Polski, wzywając równocześnie do ufności w opiekę Królowej Polski i do zaangażowania w obronę zagrożonego państwa. Wówczas to naczelnik państwa Józef Piłsudski, przekonany o powszechnym uznawaniu autorytetu Jasnej Góry, wystąpił z sugestią, żeby rząd i Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego przeniosły się do Częstochowy. Marszałek zakładał, że decyzja taka, podana do publicznej wiadomości, wpłynie na podniesienie morale społeczeństwa. Jednak jego argumentacja nie znalazła zrozumienia i poparcia ze strony ministrów.

Skutkowały natomiast społeczne apele. Tysiące ochotników zgłaszało się do błękitnej armii generała Hallera. Wielu żołnierzy przybywało wcześniej na Jasną Górę, żeby polecić się opiece Królowej Polski, prosić o zwycięstwo i szczęśliwy powrót do domu. Kiedy 7 sierpnia rozpoczęła się na Jasnej Górze nowenna błagalno-pokutna w intencji ocalenia Polski, liczba wiernych była tak duża, że nabożeństwo przeniesiono z bazyliki na plac przed Szczytem. Dziesiątki tysięcy ludzi leżało krzyżem przed Jasną Górą, błagając Matką Bożą o wstawiennictwo i ratunek dla Ojczyzny.

13 sierpnia, po zdobyciu przez Armię Czerwoną Radzymina, bolszewicy stanęli u bram Warszawy. Od centrum stolicy dzieliło ich tylko 14 kilometrów. W sztabie Tuchaczewskiego zapanowała euforia. Czerwonoarmiści byli pewni, że wejście do miasta to kwestia najbliższych godzin. „Jeszcze jeden ostatni nacisk i koniec polskiej awantury” – meldował Tuchaczewski w depeszy do Moskwy. Bolszewicy byli tak pewni zdobycia stolicy Polski, że 15 sierpnia, gdy toczyły się boje pod Warszawą, w Wilnie pojawiły się specjalne dodatki do gazet, z kłamliwymi informacjami: „Warszawa wzięta! Czerwone flagi nad Warszawą! Po Warszawie, cała Europa czerwona!”.

Nie wchodząc w szczegóły operacji wojskowej, przypomnę, że 15 sierpnia, w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, stała się rzecz niebywała: zwycięski pochód bolszewików został powstrzymany, Polacy przejęli inicjatywę. Dowódcy z obydwu stron byli zdumieni tą nieoczekiwaną zmianą. Tuchaczewski tłumaczył swoją klęskę słowami: „Polakom dopisało szczęście…”. Polacy za odpowiedź mieli słowa: „To był cud, który sprawiła Matka Boża!”. Oczy wszystkich skierowały się na Jasną Górę, gdzie od 7 sierpnia trwała wspomniana nowenna. W dzień zwycięstwa ks. abp Józef Teodorowicz z całym przekonaniem powiedział, że Maryja „w wielkie swe święta (…) zwykła czynić wszelkie swe zmiłowania”.

Gdy na zakończenie nowenny, 16 sierpnia, przeor Piotr Markiewicz powiadomił uczestników o zwycięskiej obronie stolicy, o tym że Maryja wysłuchała ich próśb, zebranych przed Szczytem opanował ogromny entuzjazm, płakano z radości, rzucano się sobie w ramiona. Wołano: „Stał się cud!”. Szybko też zwycięstwo odniesione 15 sierpnia pod Warszawą określono „Cudem nad Wisłą”, wiążąc je z orędownictwem Jasnogórskiej Królowej Polski. Faktycznie było to zwycięstwo przełomowe dla wojny, ocalające młode państwo polskie, a także Europę przed rewolucją komunistyczną.

Podczas walk pod Radzyminem żołnierze doświadczyli cudownych znaków. W zapisach uzyskanych od jeńców sowieckich pojawia się informacja, że żołnierze Armii Czerwonej widzieli 15 sierpnia Matkę Bożą nad oddziałami polskimi. „Was się nie boimy, ale z Nią walczyć nie będziemy” – mówili wystraszeni bolszewicy. Ale, co musi budzić zdziwienie, polscy dowódcy nie słuchali tych wyjaśnień, tylko sobie przypisywali zwycięstwo. Marszałek Piłsudski, generałowie Rozwadowski, Sikorski, Żeligowski, szef francuskiej misji wojskowej gen. Weygand – spierali się o autorstwo planu i koncepcji bitwy. Jedynie generał Haller mówił o wstawiennictwie Matki Bożej Częstochowskiej w przechyleniu się szali zwycięstwa na polską stronę. Potwierdził to po bitwie, modląc się – leżąc krzyżem – w kościele Najświętszego Zbawiciela w Warszawie.

Adam Grzymała-Siedlecki, korespondent wojenny, w roku 1920 zatytułował pozycję poświęconą wojnie polsko-radzieckiej Cud Wisły. Wskazał w niej na złożoność zjawiska tego cudu. Cudem nazwał zjednoczenie rządu, konsolidację społeczeństwa i obudzenie się ducha męstwa i walki wśród żołnierzy. Jak pisał, wierzące społeczeństwo polskie w nowy sposób doświadczyło obecności Maryi Królowej w dziejach narodu.

W liście skierowanym do biskupów polskich 8 września 1920 r., papież Benedykt XV niezwykle mocno uwypuklił znaczenie bitwy warszawskiej nie tylko dla Polaków, ale dla wszystkich narodów chrześcijańskiej Europy, pisząc, że uzyskane dzięki modłom zwycięstwo – „dobrodziejstwo Boga Wspomożyciela dziwnie na dobre wyszło nie tylko narodowi waszemu, lecz i innym ludom. Komuż bowiem nie wiadomo, że szalony napór wroga to miał na celu, aby zniszczyć Polskę, owo przedmurze Europy, a następnie podkopać i zburzyć całe chrześcijaństwo i opartą na nim kulturę, posługując się do tego krzewieniem szalonej i chorobliwej doktryny”.