Prezydencka ustawa o Sądzie Najwyższym

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Państwo Ministrowie! Prezesi!
To prawda, ustawa o Sądzie Najwyższym jest fundamentalnym projektem zmian w polskim sądownictwie, zmian zaproponowanych przez pana prezydenta, będących realizacją jego zobowiązań wyborczych, zobowiązań Prawa i Sprawiedliwości. Ale przede wszystkim są to zmiany oczekiwane przez miliony Polaków. Z sondaży wynika niezbicie, że ponad 80% naszego społeczeństwa pragnie reformy sądownictwa. Świadczy to o tym, że wymiar sprawiedliwości postrzegany jest jako miejsce, w którym w wielu przypadkach zamiast sprawiedliwości ludzi spotyka krzywda. Już wielokrotnie tu podkreślano, że wymiar sprawiedliwości należy do trzeciej władzy, odgrywa bardzo istotną rolę w funkcjonowaniu państwa i w życiu obywateli. To nie przypadek, że jednym z pierwszych artykułów odwołujących się do sprawiedliwości jest art. 2 konstytucji, w którym stwierdza się, że Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.
Nie ma sprawiedliwości społecznej bez dobrze funkcjonującego wymiaru sprawiedliwości. Stąd wymiar sprawiedliwości musi mieć konstytucyjne gwarancje niezależności i niezawisłości tak sądów, jak i sędziów, ale obywatele też powinni mieć, muszą mieć wpływ na funkcjonowanie trzeciej władzy. I właśnie o takich mechanizmach umożliwiających sprawniejsze funkcjonowanie sądownictwa jest ta ustawa.
Dla uspokojenia tych, którzy słuchają mnie poza Wysoką Izbą – tu na Sali obrad zapewne z lewej strony nikt mnie nie słucha – przypomnę, co wprowadza, co zmienia ta ustawa. Najkrócej ujmę to tak, że ustawa wprowadza 3 nowe instytucje: skargę nadzwyczajną, udział ławników w pracach Sądu Najwyższego oraz porządkuje sądownictwo dyscyplinarne. I tak dzięki instytucji skargi nadzwyczajnej obywatele mają narzędzie dochodzenia sprawiedliwości, czyli nowego, nadzwyczajnego środka kontroli prawomocnych orzeczeń sądowych. Chodzi w niej o umożliwienie eliminowania z obiegu prawnego orzeczeń, które naruszyły konstytucyjne wolności oraz prawa człowieka i obywatela, które rażąco – podkreślam, rażąco, naruszyły prawo przez jego błędną wykładnię lub niewłaściwe zastosowanie, a także w sytuacji, gdy zachodzi oczywista sprzeczność istotnych ustaleń sądu z treścią zebranego materiału dowodowego.
Pozwolę sobie przywołać przykład. Mianowicie do mojego biura senatorskiego zgłosił się pan Łukasz G. z Pomorza, który jest ofiarą skandalicznego wyroku, jaki zapadł przed Sądem Okręgowym w Elblągu. W największym skrócie: pomimo wielu zarzutów proceduralnych i merytorycznych podczas rozpraw sądowych żadna instytucja nie pochyliła się nad tym wyrokiem, aby go zmienić i doprowadzić do naprawienia wynikających z niego szkód. Po prostu proces trwał tak długo, był tak przedłużany, aby sprawa uległa przedawnieniu. I nad tym pracowało kilku sędziów, a także inni prawnicy.
Ważnym prospołecznym rozwiązaniem zawartym w omawianej ustawie jest z kolei wprowadzenie ławników do Sądu Najwyższego. W kilku wypowiedziach senatorowie Platformy Obywatelskiej obrażali przyszłych ławników. Oni mają orzekać w sprawach związanych z rozpatrywaniem skarg nadzwyczajnych oraz w sprawach dyscyplinarnych w Sądzie Najwyższym. A więc po co ławnicy? No, bodaj po to, żeby uwzględnić przy wydaniu orzeczenia oprócz litery prawa także pewne społeczne poczucie sprawiedliwości. Jednym zdaniem wprowadzenie mieszanych składów sądu dyscyplinarnego, sędziowsko-ławniczych ma na celu zapewnienie udziału społeczeństwa w rozpatrywaniu spraw dyscyplinarnych sędziów. Chodzi też właśnie o to, żeby obywatele byli aktywnymi uczestnikami postępowań w Sądzie Najwyższym. To będzie swego rodzaju kontrola społeczna. To żaden miecz na sędziów, to kontrola społeczna, która zwiększy transparentność postępowań dyscyplinarnych, ale też wpłynie na zwiększenie zaufania obywateli do Sądu Najwyższego, do sędziów Sądu Najwyższego, oczywiście z jednoczesnym zachowaniem profesjonalnego charakteru składu sędziowskiego. Przyjęliśmy poprawki opozycji, żeby ławnicy nie mogli należeć do partii politycznych.
W nowej ustawie naprawdę nie wprowadzamy niczego, co nie byłoby oczekiwane od lat, niczego, co byłoby niezgodne z konstytucją. Nie odkrywam Ameryki, mówiąc np. o niskiej ocenie Krajowej Rady Sądownictwa, o postulacie wyłaniania większości członków KRS przez Sejm, przyznania większej kompetencji prezesom sądów i uniezależnienia ich od kolegów sędziów, jak również wprowadzenia nowych zasad sądownictwa dyscyplinarnego, w tym zlikwidowania jego korporacyjnego charakteru, oraz przyznania licznych uprawnień w tym zakresie prezydentowi Rzeczypospolitej. Nie kwestionuję nieskazitelności, uczciwości zdecydowanej większości sędziów zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym. Jednak ostatnio ujawniono tyle przypadków – dodam, utajnianych od lat – niegodnego zachowania się sędziów, a także przedstawicieli innych zawodów prawniczych, że zdecydowanie potrzebna jest Izba Dyscyplinarna, niezależna od innych izb i organów Sądu Najwyższego, która zdyscyplinowałaby sędziów dopuszczających się rażących naruszeń prawa, aby przywrócić godność i uczciwość w wymiarze sprawiedliwości. Dotychczasowe rozwiązania zawiodły – taka jest prawda. Nie będę tu przytaczał kolejnych przykładów, że wielu niegodnych sędziów nie poniosło odpowiedzialności ani karnej, ani dyscyplinarnej, w czym pomogli im koledzy, koledzy sędziowie z pomocą lekarzy sądowych, doprowadzając np. do przedawnienia karalności czynu.
Za wprowadzeniem zmian w Sądzie Najwyższym była przecież początkowo sama pani pierwsza prezes Sądu Najwyższego. W skierowanym do prezydenta oraz marszałków Sejmu i Senatu projekcie ustawy zaproponowała wprowadzenie w Sądzie Najwyższym Izby Dyscyplinarnej, której specjalnością byłoby rozpatrywanie spraw dyscyplinarnych sędziów i przedstawicieli innych zawodów prawniczych. Było także w tym projekcie o wprowadzeniu do Sądu Najwyższego ławników, którzy orzekaliby w sprawach dyscyplinarnych. Jestem przekonany, że samo środowisko sędziowskie jest za tymi zmianami.
Dlaczego więc ustawa o Sądzie Najwyższym spotyka się z tak zapiekłym atakiem polityków opozycyjnych, a wśród zarzutów pojawia się ten, najbardziej nieuprawniony, jakoby Prawo i Sprawiedliwość, łamiąc konstytucję, zmierzało do upolitycznienia sądów, że jest to zamach na niezależność polskich sądów czy na niezawisłość sędziowską? Odpowiedź jest prosta i krótka: nigdy po 1989 r. nie było tak, by politycy nie mieli wpływu na trójpodział władzy. Takie są zasady demokracji, a jak dotąd nie wymyślono lepszego ustroju. Także obecni politycy należący do partii rządzącej mają prawo wprowadzać ustawy i zmieniać wymiar sprawiedliwości na lepszy.
Demokracja to system rządów i forma sprawowania władzy, w których źródło władzy stanowi wola większości obywateli. To z woli większości obywateli zostały wyłonione ten parlament i ta większość parlamentarna. Ci, którzy tak głośno krzyczą o upolitycznieniu i braku demokracji, nie potrafią uszanować ani nas, ani siebie. Ci, którzy uważają się za demokratów, ale nie uznają woli wyborców i odrzucają rząd, który w wyniku wyborów powstał, nie są demokratami, tylko politycznymi chuliganami. Można krytykować rząd, nie zgadzać się z nim, uważać rządzącą partię za wrogów, ale jeśli się odrzuca uchwalane przez ten parlament i rząd ustawy, to nie szanuje się ani tego rządu, ani tego parlamentu, ludzi wybranych w wolnych wyborach, nie szanuje się także narodu i nie szanuje się samych siebie. W prawdziwej demokracji trzeba się pogodzić z tym, że wygrani zmieniają coś, co innym się nie podoba. Zaczekajcie do następnych wyborów, aby tak zmieniać – tu zacytuję słowa byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego – by nic się nie zmieniło. Dziękuję.