Informacja dla Sejmu i Senatu RP o udziale Rzeczypospolitej Polskiej w pracach Unii Europejskiej w okresie styczeń – czerwiec 2017 r. (przewodnictwo Malty w Radzie Unii Europejskiej)

Panie Marszałku. Wysoka Izbo.

Unia Europejska wkroczyła w obecny rok w stanie największego kryzysu, jakiego jeszcze nie znała. Za przewodnictwa Malty w Radzie Unii Europejskiej do pogłębienia kryzysu znacznie przyczyniła się wypowiedź Jean-Claude Junckera, który na jednej sesji Parlamentu Europejskiego przedstawił pięć pomysłów na wyjście UE z impasu. Pierwszy, minimalistyczny, projekt Junckera mówi: nie robimy nic, może sprawy same się rozwiążą w oparciu o obecny system działania. Drugi: dbajmy o wspólny rynek, podtrzymujmy UE jako projekt ekonomiczny bez współpracy politycznej. Trzeci pomysł, wskazany przez niemiecką kanclerz, to tzw. Europa różnych prędkości, gdzie UE decydowałaby, które państwa i w jakiej formie uczestniczą w życiu instytucji UE, skutkiem czego miałyby więcej lub mniej praw w podejmowaniu decyzji. Czwarty scenariusz Junckera jest próbą wskrzeszenia zasad traktatu lizbońskiego i zakłada zwiększenie centralizacji, choć bez jawnej idei budowania państwa federalistycznego: robimy mniej, ale dobrze. Centralizacja tak, ale powoli. W zasadzie jest to tylko pomysł dla krajów strefy euro. Piąty projekt jest już wyraźnie federalny i zakłada wzmocnienie UE, restrykcje w egzekwowaniu decyzji Unii (np. w sprawie imigrantów) i pozostawienie poza organizacją tych, którzy ich nie przestrzegają, sankcje dla opornych łącznie z wykluczaniem krajów z UE lub pozbawianiem ich prawa głosu. Nie ulega wątpliwości, że obecnie jesteśmy świadkami realizacji piątego scenariusza, a konkretnie z wyborem modelu Europy dwóch prędkości, czego dowodzi m.in. ścisłe porozumienie kanclerz Merkel z prezydentem Francji Macronem. Proponuje się już niemal oficjalnie nie tylko wspólną walutę i bank centralny, ale również wspólne służby śledcze, wspólną armię, wspólnego ministra finansów nadzorującego budżety krajów członkowskich, a nawet jednego ministra spraw zagranicznych.

Sprzeciwia się ta wizja jednoczeniu się krajów Grupy Wyszehradzkiej, a więc wizji bardziej wolnościowej, opierającej się na wzmocnieniu roli państw i parlamentów narodowych i formule konfederacji państw.

Przypomnę, że 9 maja 1950 r. minister spraw zagranicznych Francji i przewodniczący Rady Europy Robert Schuman (1886-1963) zaproponował federację europejską na konkretnej bazie ekonomicznej i doprowadził do ustanowienia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali (Traktat Paryski, 1951). Na tej, można napisać, ekonomicznej bazie 25 marca 1957 r. w Rzymie podpisano dwa dalsze traktaty powołujące Europejską Wspólnotą Gospodarczą (EWG) oraz Europejską Wspólnotę Energii Atomowej (Euratom). Potem dołączono inne traktaty, które ujmowały zjednoczone państwa jako Wspólnotę Europejską. 7 lutego 1992 roku w Maastricht został podpisany Traktat o Unii Europejskiej, który zmienił niemal zasadniczo strukturę tego nowego tworu ze Wspólnoty na Unię, mającą już wyodrębnioną podmiotowość prawną, od czego zaczęło się usilne dążenie do utworzenia z Europy jednego państwa, z własną konstytucją zaproponowaną w 2004 r. (nie przeszła z powodu sprzeciwu Francji i Holandii). 3 lata później po jej niewielkich retuszach została podpisana w Lizbonie w roku 2007 jako traktat lizboński (Polska ratyfikowała traktat w roku 2009).

Od traktatu lizbońskiego UE zaczęła odchodzić od koncepcji wspólnoty państw, a coraz bardziej ograniczać ich suwerenność. W rezultacie wielu eurokratów traktuje państwa członkowskie Europy Środkowej i Wschodniej niemal jak kolonie dla Zachodu.

Podczas przewodnictwa Malty w UE odbył się w Rzymie 25 marca szczyt UE, z okazji 60. rocznicy podpisania traktatów rzymskich ustanawiających Europejską Wspólnotę Gospodarczą. Ze szczytem wiązano nadzieje, że wytyczy kierunek, w którym będzie podążać UE po brexicie, a także w wyniku kryzysu migracyjnego. W specjalnej deklaracji napisano: „Zbudowaliśmy wyjątkową Unię o wspólnych instytucjach i mocnych wartościach, wspólnotę pokoju, wolności, demokracji, praw człowieka i praworządności; jedną z największych gospodarczych potęg… Unia przezwyciężyła dawne podziały”. Ale „przed Unią Europejską – czytamy dalej – stoją bezprecedensowe wyzwania, globalne i wewnętrzne: konflikty regionalne, terroryzm, rosnąca presja migracyjna, protekcjonizm, nierówności społeczno-ekonomiczne”.

Otóż to. W deklaracji jest mowa o „niezwykłej presji migracyjnej”, ale nie napisano o wycofaniu się z błędnej idei multi-kulti. Przeciwnie, odpowiedzią ma być „więcej Unii w Unii”. „Uczynimy – głosi Deklaracja – Unię silniejszą i odporniejszą dzięki jeszcze większej jedności i solidarności oraz poszanowaniu wspólnych zasad. Jedność jest i koniecznością, i naszym wspólnym wyborem”. „Będziemy – mówi Deklaracja Rzymska – działać wspólnie – w zależności od potrzeb w różnym tempie i z różnym nasileniem – podążając w tym samym kierunku… Nasza Unia jest niepodzielona i niepodzielna”.

Niestety, szczyt – poza wielkimi słowami Deklaracji – nie wniósł nic nowego, co więcej, można mówić, używając języka medycznego, o przedzawałowym kryzysie Unii. Nie chodzi wyłącznie o wymiar społeczno-gospodarczy, ale przede wszystkim o stan ideowo-duchowy, który Deklaracja Rzymska zupełnie pominęła.

Należy przypomnieć, że wielcy twórcy Wspólnoty Europejskiej: Robert Schuman (1886-1963), Alcide de Gasperi (1881-1954), Konrad Adenauer (1876-1967), Charles de Gaulle (1890-1970) i liczni inni byli katolikami, u podstaw ich idei Europy leżała Ewangelia z jej wszystkimi duchowymi i wzniosłymi wartościami. Dlatego taką jedność Europy poparł zdecydowanie także Papież św. Jan Paweł II jako Europę ojczyzn, narodów i kultur. Dlaczego obecni decydenci Unii całkowicie odrzucają wizję twórców Europy?

Według obecnej propagandy unijnej, ma to być Europa ateistyczna, ma budować „nowego człowieka”, Europejczyka, „nową społeczność bezpaństwową i beznarodową” i „nową Europę”. Dowodem na to może być fakt, Europa ateistyczna publicznie nie broni tysięcy mordowanych chrześcijan na Bliskim Wschodzie, a nawet prześladowanych tuż przy jej granicach.

Dzisiejsza UE cierpi na pustkę duchową i religijną, którą zapełnia skwapliwie świat muzułmański. Zwalcza się rodzinę, małżeństwo, świętość życia, a promuje się in vitro, związki homoseksualne, eksperymentowanie na embrionach, próbuje się mieszać geny ludzkie ze zwierzęcymi, zabija się dzieci dla przeszczepów. W pierwotnym tekście Deklaracji Rzymskiej w punkcie 3 – „Europa o charakterze socjalnym” proponowano, że Unia ma „promować gender”, na szczęście premier Beata Szydło wymusiła inną redakcję, a mianowicie: „Unia… promująca równość kobiet i mężczyzn”.

Do czego to wszystko doprowadzi? Zadziwia, że przywódcy Unii – czytamy w Deklaracji Rzymskiej – zapowiadają ekspansję takiej Unii na cały świat. Będzie to „Unia nadal rozwijająca istniejące partnerstwa, budująca nowe oraz promująca stabilność i dobrobyt w najbliższym wschodnim i południowym sąsiedztwie, ale także na Bliskim Wschodzie, w całej Afryce i w wymiarze globalnym”.

Oby te buńczuszne zapowiedzi nie tylko się nie spełniły, ale należy sobie życzyć, aby UE wróciła do chrześcijańskich korzeni, które ją utworzyły i przez ponad tysiąc lat rozwijały.