Alfabet Ojca Pio

Z Czesławem Ryszką – pisarzem i senatorem kolejnej już kadencji, publicystą „Niedzieli”, autorem rubryki „Widziane z Senatu” – rozmawia Lidia Dudkiewicz

Taki tytuł nosi najnowsza książka Czesława Ryszki, wydana w Bibliotece „Niedzieli”. Dlaczego słowo „alfabet” w tytule? Czytelnicy pomyślą, że autorowi chodziło o to, aby napisać wszystko o świętym Zakonniku z San Giovanni Rotondo, od A do Z… Tak jednak nie jest, a książka nie jest obszerna, liczy nieco ponad 200 stron. Zaglądając do niej, od razu wiadomo, skąd taki tytuł. O św. Ojcu Pio opowiadają osoby, które z nim się zetknęły, które on uzdrowił, które dzięki niemu się nawróciły, na których wywarł swój wielki wpływ. Lista nazwisk ułożona jest właśnie według alfabetu. Ot i cała zagadka. Zapytajmy więc, po co jeszcze jedna książka o Ojcu Pio, skoro obecnie w księgarniach dostępnych jest ich wiele?

Lidia Dudkiewicz: – Dlaczego kolejny raz sięgnąłeś do postaci św. Ojca Pio? Wszyscy pamiętamy Twoją „Winnicę Padre Pio” – książkę pełną ciekawostek o świętym Zakonniku z San Giovanni Rotondo, którą czyta się jednym tchem.

Czesław Ryszka: – Odpowiedź jest bardzo prosta: ekshumacja ciała Ojca Pio zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Choć muszę przyznać, że kiedy z początkiem 2008 r. pojawiły się informacje o możliwej ekshumacji doczesnych szczątków św. Ojca Pio, sądziłem, iż może chodzić o przeniesienie relikwii Stygmatyka z krypty w kościele Matki Bożej Łaskawej do nowej bazyliki. To byłoby nawet uzasadnione, tak postąpiono z wieloma świętymi. Zapewne jednak burzliwe protesty czcicieli Ojca Pio, którzy uznali, że naruszenie relikwii będzie równoznaczne ze świętokradztwem, sprawiły, że odstąpiono od tego zamiaru. Krótko mówiąc, fakt ekshumacji jeszcze nie nastąpił, a spekulacjom na ten temat nie było końca. Ponadto rozgorzały w mediach spory na temat autentyczności stygmatów Zakonnika. Jeden z dziennikarzy oskarżył nawet Ojca Pio, że sam się okaleczał. Tego typu fałszywe informacje, niemające nic wspólnego z faktami, zachęciły mnie do napisania tej książki.

– W ubiegłym roku minęło 40 lat od śmierci Ojca Pio, dlatego zapowiedź ekshumacji oraz wystawienia ciała Świętego na widok publiczny wzmogły napięcie i zainteresowanie jego osobą. Ekshumacja była bardzo odważnym gestem…

– To za mało powiedziane, w tym była prorocza myśl, aby tego Świętego jeszcze bardziej przybliżyć wiernym. Dość powiedzieć, że od maja ubiegłego roku do San Giovanni Rotondo przybyło blisko 8 mln pielgrzymów. Jednym słowem – ekshumacja stała się obecnie nowym impulsem dla rozwoju kultu św. Ojca Pio.

– Przypomnijmy przebieg ekshumacji…

– Wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi w Kościele procedurami, w asyście zakonników i kilku biskupów, przedstawicieli władzy świeckiej, medyków oraz zaproszonych gości. Wszystkim obecnym udzieliło się wzruszenie, nikt bowiem nie ukrywał drżenia serca, a także uczucia swego rodzaju niegodności uczestniczenia w tak ważnym i znaczącym wydarzeniu. Kiedy robotnicy podnieśli płytę sarkofagu i odkryli wieko trumny, oczom zebranych ukazało się ciało św. Ojca Pio w kapucyńskim habicie. Wnętrze grobu było bardzo zawilgocone, a wszystkich obecnych zaskoczył fakt, że przy otwarciu grobu nie pojawił się żaden nieprzyjemny zapach. Zdumiony tym biskup zapytał lekarza, jak to jest możliwe. Usłyszał odpowiedź: „To raczej ksiądz biskup powinien wytłumaczyć, jak to jest możliwe”. Potem ciało zostało poddane dokładnym oględzinom i odpowiedniej konserwacji. Zdziwienie wzbudziło m.in. to, że w niektórych miejscach ciało św. Ojca Pio było czerwone – 40 lat po śmierci! Również plecy miał miękkie, jakby niedawno zmarł. Gdyby dokonano ekshumacji kilka lat wcześniej, ciało Ojca Pio byłoby zapewne nienaruszone, gdyby jednak zwlekano jeszcze kilka lat, to pewnie nie mielibyśmy tej cennej relikwii.
Kilka tygodni później, 24 kwietnia 2008 r., ciało św. Ojca Pio wystawiono w kryształowej trumnie, aby każdy mógł je zobaczyć. I tak jest do dzisiaj. Kto pielgrzymuje do San Giovanni Rotondo, odnosi wrażenie, że Ojciec Pio wrócił do nas, a jego pełne cierpienia i modlitwy życie owocuje nadal, zgodnie z chrześcijańskim przekonaniem, iż wszyscy odchodzą, ale święci wracają. Skoro św. Ojciec Pio wywarł za życia tak silne piętno na duchowości milionów ludzi, nie dziwmy się, że teraz przyciąga do siebie miliony.

– Czym „Alfabet” różni się od Twojej książki „Winnica Padre Pio”?

– Przede wszystkim, jak to już zostało powiedziane, książka została ułożona według alfabetycznej listy osób bliskich i znanych św. Ojcu Pio, nierzadko „pokonanych” przez niego. Starałem się, aby w wypowiedziach tych osób ukazać w różnych aspektach niezwykłe posłannictwo św. Ojca Pio, jego ogromny wpływ na duchowość oraz losy pojedynczych osób, a pośrednio – na duchowość milionów ludzi. Sądzę, że w tej książce postać św. Ojca Pio jest ukazana bardziej dynamicznie, w kontakcie z konkretnymi osobami. Oblicza się np., że Ojciec Pio w ciągu swego życia wyspowiadał milion mężczyzn i kobiet. W mojej książce piszę o tych spowiedziach.

– Papież Paweł VI na wiele lat przed beatyfikacją Ojca Pio, 20 lutego 1971 r., powiedział: „Spójrzcie na sławę, jaka otoczyła Ojca Pio! Iluż to ludzi go otaczało! Dlaczego tak się stało? Czy był filozofem? Czy może jakim mędrcem? Czy miał może jakieś nadzwyczajne środki do rozporządzania? Otóż tylko dlatego, że pokornie odprawiał Mszę św., spowiadał od rana do wieczora i był przedstawicielem Zbawiciela naznaczonym Jego stygmatami! Nade wszystko był mężem modlitwy i cierpienia”. A kim dla Ciebie jest św. Ojciec Pio?

– Spoglądając na ekshumowane ciało św. Ojca Pio, nie tylko ja, ale każdy staje przed tajemniczym faktem, którego nie sposób zrozumieć bez spojrzenia do góry, bez Mocy z góry. Myślę, że najpierw jakby wypełniam się samą niezwykłością fenomenu Zakonnika z San Giovanni Rotondo, a potem przychodzi czas na refleksję i modlitwę. Doświadczenie niezwykłości powinno prowadzić dalej. Jestem przekonany, że całe życie Ojca Pio było wielkim wołaniem o miejsce dla Boga we współczesnym świecie. Trudno bowiem wskazać bardziej skutecznego świadka wiary i miłości, większego apostoła cierpienia fizycznego i duchowego, bardziej znanego kapłana, który z konfesjonału uczynił najwyższą katedrę, a z Mszy św. – misterium Golgoty. Śmierć Ojca Pio nie zakończyła jego misji. Przy grobie Zakonnika u wielu dojrzewa decyzja uwolnienia się od ciężaru grzechów, by żyć odtąd w wolności Bożej łaski.
Kiedyś twierdzono, że Ojciec Pio jest prostym, niewykształconym wieśniakiem, przebranym w habit zakonny. Tymczasem był to wybitny asceta i mistyk, który nie tylko Ewangelię uczynił regułą swego życia, ale po mistrzowsku nauczał innych, jak Ewangelię wprowadzić w życie.
Kiedyś o. Antonio Gallo, współbrat Ojca Pio, napisał, że o charyzmatycznym Zakonniku z San Giovanni Rotondo jeszcze bardziej niż za życia będzie głośno po jego śmierci, kiedy zostaną udokumentowane cuda, które przypisuje się jego wstawiennictwu, kiedy pojawią się nowe świadectwa, dotąd przemilczane lub nieznane, kiedy zbadane zostaną niezliczone pisma, jakie pozostawił. Wówczas Kościół będzie musiał względnie prędko wynieść go na ołtarze. „My pomrzemy, ciesząc się, żeśmy go znali i z nim mówili – pisał. – O nas zapomną. Ale Ojciec Pio będzie nadal żył w historii świata. Jego grób stanie się chwalebny, a mała górska mieścina, która tak rozwinęła się w ostatnich latach, stanie się świecącym punktem na drogach ludzkości”. Prorocze słowa wypowiedziane przed laty dzisiaj stały się faktem.

– Dziękuję za rozmowę, a naszych Czytelników zachęcam do lektury książki Czesława Ryszki „Alfabet Ojca Pio”, która jest do nabycia w Bibliotece „Niedzieli”.