Ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych

Panie Marszałku. Wysoka Izbo.

Polska stoi przed wielkim wyzwaniem, jaką jest polityka energetyczna. Należałoby dodać: zależy nam, aby to była energetyka czysta, służące maksymalnemu wyeliminowaniu zanieczyszczania środowiska. W tym duchu wydawałoby się więc, że elektrownie wiatrowe są tu rozwiązaniami koniecznymi i oczekiwanymi. Wszystko byłoby okey, gdyby nie panowała w tej branży nadmierna swoboda inwestorów w zakresie zasad i trybu lokalizacji elektrowni wiatrowych, a także ich eksploatacji. Jednym słowem, dotąd w polskim prawodawstwie brakowało przepisów jednoznacznie regulujących zasadę lokalizacji lądowych elektrowni wiatrowych, czego konsekwencją są liczne protesty mieszkańców zamieszkujących tereny sąsiadujące z istniejącymi lub planowanymi elektrowniami wiatrowymi. Protesty z różnych powodów, choćby i z tego, że ceny ziemi, działek i nieruchomości w okolicy wiatraków ulegają znacznemu obniżeniu.

Na problemy elektrowni wiatrowych zwróciła uwagę Najwyższa Izba Kontroli w w 2014 i 2015 r. W raporcie NIK z 2014 r. wręcz mowa jest m.in. o mechanizmie korupcyjnym, który towarzyszył inwestycjom w elektrownie wiatrowe: około 1/3 lokalizacji tych inwestycji jest na gruntach należących do osób pełniących ważne funkcje w organach właściwych miejscowo gmin: wójtów, burmistrzów i radnych. Przede wszystkim jednak w raporcie NIK mamy apel o wprowadzenia przepisów określających minimalną odległość wiatraków od zabudowań mieszkalnych, ponieważ bardzo często decyzje lokalizacyjne wydawano bez konsultacji z mieszkańcami. Podobne zastrzeżenia zgłosił Rzecznik Praw Obywatelskich.

Zanim wspomnę o zapisach ustawy dodam, że zanim pojawił się projekt niniejszej ustawy, podnieśli larum inwestorzy, że nie będzie można stawiać wiatraków blisko zabudowań, że zwiększone opodatkowanie od tych instalacji doprowadzi do upadku energetyki wiatrowej w Polsce itp. Czy planowane regulacje faktycznie do tego doprowadzą? Od razu należałoby odpowiedzieć na to larum, że nowe regulacje kończą eldorado w robieniu interesów związanych z budową elektrowni wiatrowych w Polsce. Nie zapominajmy, że pozyskiwanie energii elektrycznej z farm wiatrowych jest droższe w porównaniu do technologii tradycyjnych, dlatego rozwój tego sektora napędzały dotacje państwowe i brak znaczących ograniczeń lokalizacyjnych oraz stosunkowo niskie opodatkowanie infrastruktury wytwarzającej prąd. Przypomnę, że koszt zainstalowania 1 MW jest trzy razy droższy niż energii z węgla. Krótko mówiąc, energia OZE nie istniałaby, gdyby nie dotacje. Nie ma w tej chwili ani jednego źródła, które mogłoby generować energię ze źródeł odnawialnych, która byłaby porównywalna cenowo do energii ze źródeł konwencjonalnych albo energetyki jądrowej. Nigdzie na świecie, nawet w miejscach, gdzie jest doskonałe usłonecznienie, nawet w miejscach, gdzie jest doskonała sytuacja wietrzna, nie udało się na razie, przy obecnie istniejących technologiach, przełamać bariery opłacalności. Co więcej, może warto dodać, że w przypadku niektórych technologii, np. takich jak fotowoltaika, czyli – tak popularnie nazywane – baterie słoneczne, raptem parę lat temu udało się przełamać inną barierę, której świadomości pewnie sporo z państwa nie ma. Otóż ilość energii zużyta do wyprodukowania tych fotowoltaicznych ogniw krzemowych stała się obecnie faktycznie mniejsza niż ilość energii, którą w całym czasie eksploatacji te ogniwa fotowoltaiczne oddadzą.

Proponowane w ustawie regulacje odnoszą się więc najpierw do spraw ludzkich: chodzi o to, aby nie zostali poszkodowani ludzie, którzy w sąsiedztwie tych budowli muszą żyć. Narażeni są na niekorzystne ich oddziaływanie, chodzi o pole magnetyczne, nadmierny hałas czy tzw. efekt migotania cienia powodowany przez kręcące się łopaty. Ustawa reguluje powyższe patologie, zakładając m.in. wprowadzenie minimalnej odległości elektrowni wiatrowej od zabudowań, określonej jako dziesięciokrotność wysokości wiatraka mierzonej w jego najwyższym punkcie. Dla najbardziej popularnych instalacji będzie to dystans od ok. 1,5 km do 2 km (do tej pory nie było żadnego ograniczenia).

Ten zapis jest ostro krytykowany przez przedsiębiorstwa z tej branży, bo spowoduje – ich zdaniem – załamanie rozwoju energetyki wiatrowej, gdyż w praktyce zablokuje budowę nowych instalacji. Przeciw są też samorządy, obawiające się spadku dochodów z danin od wiatraków, choć akurat nowa ustawa spowoduje podniesienie podatku od nieruchomości dla elektrowni wiatrowych, które pobierają gminy.

To prawda, że trudniej teraz będzie stawiać nowe siłownie, ale ustawa ma przede wszystkim chronić zdrowie mieszkańców. Ma odpowiadać na skargi tysięcy ludzi, którzy nie chcą mieszkać obok wiatraków. Do tej pory interes ekonomiczny inwestorów, dostawców urządzeń i gmin był ważniejszy od interesu lokalnej społeczności. Stąd ustawa wprowadza również obowiązek przeprowadzania badań technicznych i regulowania związanych z nimi opłat.

Nie bez znaczenia jest fakt, że to m.in. swoboda budowy wiatraków przyczyniła się do krajobrazowej dewastacji wielu terenów. Polska ma własne odnawialne źródła energii, które są o wiele tańsze i pewniejsze od pozyskiwania jej z wiatru, myślę tu o źródłach geotermalnych, których zasoby w Polsce są większe od zasobów węgla. Z całą pewnością, zamiast stawiać na terenach wiejskich wiatraki, powinniśmy również więcej uwagi poświęcić budowie biogazowni.

Generalnie, ustawa wprowadza pewne rygory, które inwestorzy muszą uwzględniać, i w ten sposób jakoś cywilizuje cały ten proces powstawania wiatraków, farm wiatrowych. Projektowane prawo, jak wskazuje wielu ekspertów, nie odbiega od regulacji obowiązujących w innych państwach unijnych. Tam dużo wcześniej wprowadzono minimalne odległości wiatraków od ludzkich zabudowań, ale też nikt nie odważy się zbudować nowej farmy wiatrowej wbrew woli lokalnej społeczności.