Panie Marszałku. Wysoki Senacie. Panie Ministrze.
Od 8 kwietnia tego roku trwa ogólnopolski strajk nauczycieli zorganizowany przez ZNP i FZZ. Przystąpiła do niego też część nauczycieli z oświatowej „Solidarności”.
Zaczęło się od domagania się wzrostu wynagrodzeń o 1000 zł dla każdego pracownika oświaty. Żadne argumenty, że rządu na to nie stać, nie przekonały nauczycieli, a właściwie szefa ZNP. Jak groch o ścianę spotykały się tłumaczenia, że program podwyżek dla nauczycieli rząd realizuje od 2017 r. To w tym roku rząd odmroził pensje nauczycielskie, które zostały w 2012 roku zamrożone przez ekipę PO – PSL W porównaniu do grudnia 2017 roku wzrost wynagrodzeń wyniósł średnio w 2018 r. 21 proc.
Z czasem spór o pieniądze jakby wygasł, najważniejsze stały się rozmowy o egzaminach gimnazjalnych, a obecnie maturalnych. Chodzi o to, aby młodzież mogła 6 maja w spokoju przystąpić do zdawania matur.
Ustawa maturalna – bo tak się ją nazywa – jest faktycznie procedowana bardzo szybko, chodzi jednak o to, aby nie doszło do skrzywdzenia tegorocznych maturzystów. A mogło do tego dojść, skoro jedna z nauczycielek w Łodzi zdecydowanie wypowiedziała się w telewizji, że „strajkuje, nie klasyfikuje”. Jej słowa spotkały z gromkimi brawami innych nauczycieli. Podobnie trudno zrozumieć szykany wobec tych nauczycieli, którzy nie strajkują.
Przypomnę jeszcze raz: egzaminy maturalne powinny rozpocząć się 6 maja. Rok szkolny dla uczniów ostatnich klas szkół ponadgimnazjalnych kończy się 26 kwietnia. Tego dnia maturzyści powinni otrzymać świadectwa ukończenia szkoły, bo jej ukończenie jest warunkiem dopuszczenia do egzaminu maturalnego. Zakończenie roku szkolnego powinno zostać poprzedzone wystawieniem przez nauczycieli ocen i zatwierdzeniem ich przez rady pedagogiczne klasyfikacyjne. Nie odbyły się jednak one dotąd w części szkół ze względu na strajk nauczycieli.
Dlatego rząd przygotował projekt „ustawy maturalnej”, zgodnie z którym w szkołach, w których rady pedagogiczne nie podejmą decyzji o dopuszczeniu uczniów do matury, prawo takie będzie przysługiwać dyrektorowi szkoły, a w szczególnych przypadkach – organowi prowadzącemu, w tym samorządom, które wyznaczą nauczyciela do przeprowadzenia kwalifikacji. Ustawa szczegółowo zajmuje się obowiązkami wykonania tych zadań i kompetencji, jakie będzie miał dyrektor szkoły. Dyrektor będzie mógł upoważnić do realizacji tych zadań i kompetencji nauczyciela. Gdy dyrektor szkoły lub upoważniony przez niego nauczyciel nie wykona w/w zadań i kompetencji, wówczas organ prowadzący szkołę wyznaczy w tym celu innego nauczyciela. Ta ustawa daje pewność każdemu maturzyście, że będzie mógł 6 maja przystąpić do egzaminu dojrzałości.
27 kwietnia strajk wywołany przez ZNP zostanie zawieszony do września. Odetchnęli rodzice, uspokoiła się młodzież. Ale ten wrześniowy termin kontynuowania strajku zdradza, że nie chodzi o oświatę, ale o politykę. Nauczyciele stali się zakładnikami polityków, a może dokładniej kampanii wyborczej do euro parlamentu a potem do sejmu i senatu. Chyba nikt nie zaprzeczy, że strajk był wykorzystany przez opozycję do uderzenia w rząd. Może nie wszyscy nauczyciele zdawali sobie z tego sprawę. Dowodem na to brak rozmów o konkretach wzrostu wynagrodzeń np. za cenę zwiększenia pensum, o tym jednak związkowcy nie chcieli rozmawiać.
Zapewne ten pomysł pojawi się podczas dyskusji oświatowego okrągłego stołu. Dobrze, że taki się odbędzie, należy bowiem rozmawiać nie tylko o pieniądzach, ale także o zmianach w systemie oświaty. Uważam, że niezależnie od podwyżek wynagrodzeń, ten strajk był wymierzony w prowadzoną reformę oświaty. O tym mało się mówi, ale to był atak na przywróconą 8-letnią szkołę podstawową, 4-letnie licea, 5-letnie technika, szkoły branżowe zamiast zawodowych.
A przypomnę, że wszystkie zmiany odbyły się bez zwolnień nauczycieli, bez zamykania małych szkół. Ideą reformy było, aby szkoła zaczęła odpowiadać za ucznia, za jego wykształcenie, wychowanie i rozwój. Ideą było i jest, aby szkoła odzyskała swoją wychowawczą funkcję. Ideą było i jest, aby szkoła była nowoczesna, z szerokopasmowym internetem i aktywnymi tablicami. Niestety, gimnazja nie wyrównały szans edukacyjnych i nie podniosły jakości nauczania.
Ideą reformy były np. alarmujące wyniki badań poziomu czytelnictwa w Polsce. Prostej odpowiedzi na przyczynę tego nie ma, nie wszystko zależy od szkoły, ale kanon literatury ojczystej przestał być podstawą systemu wychowania. Tymczasem szkoła powinna uczyć kultu swoich wielkich pisarzy, których twórczość umacniała wspólnotę narodową w trudnych czasach. Wykształcenie literackie i posiadanie domowej biblioteki było dawniej znakiem statusu społecznego, zaś pewna elementarna wiedza o polskich poetach i pisarzach (o Mickiewiczu, Sienkiewiczu i innych) stała się w XX wieku nieodłączną częścią świadomości narodowej ogółu. Język polski był najważniejszym wśród szkolnych przedmiotów. Dlaczego tak nie ma nadal?
To nie moje słowa, że marginalizacja historii literatury dała w efekcie ignorancję historyczną i literacką; maturalne testy – umysłową urawniłowkę; metody audiowizualne – nobilitację wpatrywania się w ekran kosztem ćwiczeń w komponowaniu wypowiedzi własnych, ustnych i pisemnych. Skoro szkoła przestała wpajać uczniom nawyk lektury, to młode pokolenie przestało czytać książki i prasę. Skoro język polski zamieniono w kurs rozwiązywania maturalnych testów, to wniosek, że po zaliczeniu tych testów kultura literacka nie jest do niczego potrzebna absolwentom, którym szkoła nie wpoiła nawyków czytelniczych, zaczął narzucać się automatycznie. Podobnie sprawa miała się z nauczaniem historii, z jej ograniczeniem do dat i testów.
To jedne z przyczyn podjętej reformy edukacji. Mamy wielu wspaniałych nauczycieli, ale od pewnego czasu jakby przestali realizować swoje ideały. Myślę tu o szkolnej humanistyce, o uczeniu historii literatury na pierwszym planie, o praktycznym ćwiczeniu trudniejszych form wypowiedzi, takich jak rozprawka i esej. Wygnanie historii literatury ze szkół ogłoszone 20 lat temu zakończyło się spektakularną klęską.
Mamy dzisiaj do czynienia z pokoleniem wychowanym bez klasycznego kanonu lektur, z pokoleniem, które zadowala się tym, co „atrakcyjne”, ale potem zawsze przychodzi zobojętnienie i umysłowy letarg objawiający się kryzysem czytelnictwa. A przecież to co wynieśliśmy ze szkoły, będzie nam towarzyszyło przez całe życie. W starszych klasach musi powrócić tzw. prasówka, czyli obowiązek samodzielnego zapoznawania się przez uczniów z prasą kulturalną. Znaczna część polonistyki jest od czasów PRL rozsadnikiem wszelkich form lewicowej ideologii, od komunizmu po gender. Ale pozostali poloniści, którzy nie ulegli indoktrynacji, a zwłaszcza nauczyciele i nauczycielki języka polskiego, rozrzuceni po Polsce i po świecie, są dziś dla swoich wychowanków, tak jak kiedyś byli dla nich ich poprzednicy i mistrzowie, najlepszymi nauczycielami patriotyzmu, kultury i praktycznego stosowania w życiu wysokich wartości etycznych.
Ten strajk niejako wrzucił wszystkich nauczycieli do „przepraszam za określenie” jednego worka. Większość nauczycieli, mniemam, to wspaniali wychowawcy, mistrzowie, jednak ten strajk przyniósł wielką szkodę całemu środowisku. Należy wyciągnąć z tego strajku jeden ważny wniosek: nauczyciele nie mogą brać udziału w walce politycznej. Polska szkoła musi być patriotyczna, powinna przekazywać wiedzę oraz wartości moralne i patriotyczne. Polakiem się jest, a nie bywa przy okazji.