Panie Marszałku. Wysoka Izbo.
Mija 6-letnia kadencja KRRiT. Były to lata, w których odbiorcy programów telewizyjnych otrzymali poszerzony i zróżnicowany zestaw programów, do których dostęp jest możliwy na różne sposoby: przez naziemne multipleksy cyfrowe, a także przez telewizję internetową i usługi na żądanie. Należy przyznać, że Krajowa Rada wykonała dużą pracę przy procesie cyfryzacji telewizji i radiofonii, przy podziale miejsc na multipleksach. Dlatego w zasadzie można by pozwolić dotrwać do członkom KRRiT do końca kadencji, czyli do 4 sierpnia. Wówczas jednak powstałby nie do końca prawdziwy obraz działań instytucji odpowiedzialnej za to, co działo się w mediach publicznych, i nie tylko publicznych, w minionym roku.
Jak powiedziałem wyżej, przygotowane sprawozdanie ukazuje ogrom podejmowanych przez KRRT ustawowych zadań, ale już tak bywa, że więcej uwagi zawsze skupia się na zaniechaniach, niż na osiągnięciach. Postaram się dotknąć tych kilku, ale jakże ważnych zaniechań, obarczających odpowiedzialnością KRRiT.
Pierwsza sprawa, której KRRiT tylko przyglądała się, dotyczy wypierania z rynku i wchłaniania przez zagraniczne koncerny polskich wydawców mediów. Innymi słowy, KRRiT nie reagowała na nadmierną koncentrację grup kapitałowych zagranicznych, a także polskich na rynku mediów, godziła się na brak barier dla nadmiernej koncentracji kapitałowej, na ich monopol i w konsekwencji na płynące z tego zagrożenia. Przypomnę, że tylko zagraniczne grupy kapitałowe, w większości niemieckie, wykupywały lokalne stacje radiowe, o czym zapewne statystyczny słuchacz nie zdawał sobie sprawy. Mało kto wie, że najważniejszy prywatny nadawca, RMF, należy do niemieckiego koncernu Bauer, a ten posiada nadto ogromną część rynku kolorowych czasopism i znaczne wpływy w internecie. Podobną siłę ma na rynku medialnym ZPR, właściciel sieci kilkudziesięciu rozgłośni ESKA, gazety codziennej „Super Express” i czterech stacji telewizyjnych. KRRiT temu koncernowi bez słowa protestu udzieliła jeszcze koncesji na telewizyjnych multipleksach!
Odpowiedź jest niby prosta: bo prawo na to pozwala. Z tego powodu nie słyszałem zatroskania KRRiT, gdy Agora, wydawca „Gazety Wyborczej”, znacznie zwiększyła sieć rozgłośni TOK FM należącej do Agory, i w nagrodę KRRiT przyznała im dwie stacje telewizyjne na ósmym multipleksie: Stopklatkę i Kiwi TV. Na tym samym multipleksie KRRiT umieściła program telewizji ZOOM, redagowany przez potentata internetowego – Onet. A właścicielem Onetu jest kto: niemiecko-szwajcarska spółka Ringer Axel Springer, ta sama, która wydaje gazetę „Fakt” i tygodnik „Newsweek”.
A czy jest prawdą, że Liberty Global, amerykański właściciel sieci telewizji kablowej UPC, główny operator na naszym rynku kablowym, ma zakupić Multimedia Polska? Dzięki tej transakcji liczba klientów UPC wzrośnie do 2,2 miliona. To połowa wszystkich gospodarstw domowych korzystających z tej formy płatnej telewizji. I drugie pytanie w kwestii niebezpiecznej koncentracji na rynku mediów: czy sprywatyzowana za rządów Platformy Obywatelskiej spółka Ruch, jeden z trzech największych dystrybutorów prasy w Polsce poprzez sieć kiosków, zostanie sprzedana niemieckiemu koncernowi Axel Springer?
Ktoś powie, że czepiam się KRRiT, że przecież to nie ona tylko UOKiK ma decydujące zdanie o tym, czy jakiś koncern zaczyna niebezpiecznie dominować w mediach. To prawda, ale koncesje przydziela i kontroluje Krajowa Rada. To ona odpowiada niejako za polskich odbiorców mediów, często nieświadomych faktu, że korzystają z informacji, rozrywki i edukacji już wyłącznie dostarczanej przez kogoś, kto kieruje biznesem z Berlina czy Nowego Jorku.
Znowu dopowiem, że firmy Bauer, Axel Springer czy Verlagsgruppe Passau sprzedają rocznie w Polsce setki milionów kolorowych czasopism, kierują także mediami elektronicznymi: Bauer posiada portal internetowy Interia, z którego miesięcznie korzysta 17 milionów użytkowników. 20 milionów osób korzysta z portalu internetowego Onet, którego właścicielem jest Ringier Axel Springer. Strony internetowe niemieckiej Polska Press odwiedza 15 milionów użytkowników. Najwięksi dostarczyciele płatnej telewizji to Cyfrowy Polsat z 3,5 mln klientów, satelitarny nc+ (właściciel większościowy – francuski koncern Vivendi) z ponad 2 mln odbiorców oraz wspomniany operator kablowy UPC. Do tej trójki wpływa rocznie od widzów kwota ponad 6 mld zł, 70 proc. przychodów całej płatnej telewizji. Wniosek: obcy kształtują nasze gusty i opinie, reklamują własne firmy, ściągają miliardy zł z polskiego rynku.
Prawo zabrania bycie nadawcą i sprzedawcą płatnej telewizji, a także usług internetowych. Ale wszystko można obejść. I tak się robi. Jakże inaczej jest w wielu krajach Zachodu: we Francji, Niemczech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, a nawet znanych ze skrajnie wolnorynkowego podejścia Stanów Zjednoczonych. U nas praktycznie nie istnieją żadne bariery zapobiegające łączeniu kapitału telewizji, radia, prasy oraz internetu. Nie ma żadnych barier dla dominacji w mediach obcego kapitału. Tymczasem posiadanie przez jedną osobę lub firmę wielu mediów jest odbierane w większości krajów jako poważne zagrożenie. We wspomnianych krajach są przepisy zabraniające koncentracji kapitału w środkach społecznego przekazu, co jest traktowane jako sposób na ochronę swej suwerenności. To są przepisy wymierzone przeciwko ponadnarodowym korporacjom. Czy nasze państwo i w tej dziedzinie nie powinno zmienić polityki, by skutecznie bronić swej medialnej suwerenności? Może już czas skończyć z sytuacją, w której nasze państwo jest traktowane jako półkolonia. Z tego powodu uważam, że KRRiT za mało uwrażliwiała odbiorców na ten problem, co więcej, przykładała rękę do nadmiernej koncentracji mediów zagranicznych na naszym ręku.
Jak bardzo mijamy się z oceną mediów publicznych z przewodniczącym Janem Dworakiem, świadczy jego krytyka projektu mediów narodowych. Widzi w tym wyłącznie upartyjnienie, tymczasem celem jest umocnienie mediów publicznych jako własności całego narodu. Chcemy zapewnić im nie tylko niezależność prawną, ale także bezpieczeństwo finansowe, czyli lepszą ściągalność abonamentu. I tu widziałbym kolejne zaniechanie członków KRRiT. Owszem, robiono wszystko, aby poprawić ściągalność zadłużenia w płaceniu abonamentu, ale nie zrobiono niczego, aby zdopingować ustawodawcę do zmiany jego poboru. Przez 6 lat słyszeliśmy, że trwa praca nad ustawą abonamentową. W ciągu całej kadencji KRRiT, mając większość w Sejmie, rząd i prezydenta, nie zrobiła nic, aby sytuację poprawić. To jest najważniejszy argument, aby głosować za odwołaniem KRRiT.
Podsumowując, albo KRRiT nie spełniała swojej roli, albo jednak ma ograniczony wpływ na media publiczne, skoro dochodziło do procesów degradacji tych mediów. Dlatego czas na dobrą zmianę.