OBRONA ŁACIŃSKIEJ EUROPY

Podczas posiedzenia Senatu, 4 sierpnia br., podjęliśmy uchwałę dla uczczenia gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, dowódcy Powstania Warszawskiego, z okazji 50. rocznicy jego śmierci. Wspominam o tym, ponieważ wspaniała biografia tego niezłomnego żołnierza, dowódcy i polityka przywodzi pytanie o sprawę najważniejszą: czy słusznie podjął decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego? Przecież to on sam spoglądając po Powstaniu na ruiny Starego Miasta, miał powiedzieć z nutką żalu: „Sześćset lat historii Polski legło w gruzach”. Ale też tłumaczył się: „Gdybyśmy się zachowali biernie, Warszawa nie uniknęłaby zniszczeń i strat. Musieliśmy się liczyć z tym, że jeśli stolica stanie się polem bitwy i walk ulicznych między Niemcami a Sowietami, może ją czekać los Stalingradu”.

Czy decyzja gen. Bora-Komorowskiego była słuszna? To pytanie zadaje sobie dzisiaj już trzecie pokolenie Polaków. Osobiście opowiadam się za słusznością tej decyzji, której zasadniczym celem było przejęcie kontroli nad miastem, aby wkraczającym oddziałom Armii Czerwonej zademonstrować, że w stolicy są już polskie władze i wojsko. Słusznie obawiano się, że wojska sowieckie, po zdobyciu Warszawy, podobnie jak to było na Kresach Wschodnich, natychmiast przystąpią do represji wobec polskiego podziemia, a władzę przekażą klice swych agentów i sprzedawczyków.

Znając dalszy bieg historii, chciałbym jednak postawić innego rodzaju pytanie: jak daleko w głąb Europy zaszłaby Armia Czerwona, gdyby nie powstrzymało jej Powstanie Warszawskie? Co stałoby się z Europą i Polską, gdyby Polacy płacąc ogromną cenę, nie wstrzymaliby ofensywy Armii Czerwonej na linii Wisły, gdyby nie stanęli do obrony cywilizacji łacińskiej przed bolszewicką, ateistyczną Rosją?

Tu znajduje się odpowiedź o międzynarodowej randze Powstania, które zahamowało na przeszło pięć miesięcy dynamizm „parcia na Berlin”. Gdyby nie Powstanie, kto wie, czy Stalin dotrzymałby teherańskiej umowy z Rooseveltem, co do przekazania Polski i prawie połowy Niemiec w strefę wpływów sowieckich. Jakiż to był haniebny dowód zdrady Zachodu w stosunku do Polski, a zarazem ciąg dalszy paktu Hitlera ze Stalinem z 17 września 1939 r.: wszędzie ze sobą walczyli, a nad Wisłą ci dwaj ludobójcy zawarli rozejm, podali sobie ręce, aby zniszczyć Polskę!

Potwierdził to sowiecki marszałek Wasilij Czujkow, słynny dowódca spod Stalingradu, pisząc w pamiętnikach po upadku Związku Sowieckiego: „Wojnę można było zakończyć pół roku wcześniej – nie w maju 1945, ale do grudnia 1944, gdyby nie decyzja Stalina wstrzymująca I Front Białoruski w sierpniu 1944. (…) Moglibyśmy dojść dalej na Zachód, nie do Berlina i nad Łabę, ale aż do Renu”.

Odpowiedź Czujkowowi dał sam Stalin, który po zakończeniu wojny w oficjalnym przemówieniu na Kremlu w czerwcu 1945 r., tuż przed udaniem się na konferencję Wielkiej Trójki do Poczdamu, chełpił się i powiedział wprost do swoich marszałków i generałów: „To nie Niemcy, ale Polska jest naszą największą zdobyczą wojenną”. Stalin dobrze wiedział, że skuteczne unicestwienie AK i sił niepodległościowych w Polsce jest więcej warte, niż zajęcie Niemiec nawet po linię Renu.

Tak oceniając wybuch Powstania Warszawskiego, należy go uznać za wydarzenie o światowej randze, które uratowało Europę od podporządkowania Związkowi Sowieckiemu, uratowało demokratyczny i chrześcijański ład w Europie. Podobnie było w zwycięskim roku 1920.

Powstanie Warszawskie nie osiągnęło celów militarnych i wojskowych, jednak strony moralna i polityczna zostały dla Polski uratowane. Decyzję generała Tadeusza Bora-Komorowski o wydaniu rozkazu o godzinie „W” należy rozpatrywać w tym duchu. Z pewnością militarne szanse byłyby bardziej znaczące, gdyby nie kunktatorstwo Zachodu.

Pytanie o to, jak daleko w głąb Europy zaszłaby Armia Czerwona, gdyby na jakiś czas nie powstrzymali ją Polacy, jest zasadne dla dzisiejszych realiów. Kiedyś Stalin poznał w Teheranie, że prezydent Roosevelt wszedł z nim w kłamstwo, przekazał Polskę w strefę wpływów ZSRS, zgodził się na przejęcie przez Sowietów Litwy, Łotwy i Estonii. Zgodził się również na podporządkowanie mu całej Europy Środkowo-Wschodniej. W tym kontekście myślę o dzisiejszych zamiarach mocarstwowych Rosji Putina, o jego „paktach” gospodarczych z Zachodem. Jako żywo, powtarza się stary scenariusz, na szczęście, Polska po ostatnich wyborach jest mądrzejsza, szykuje się na obronę Europy chrześcijańskiej przed nową „bolszewią”. Ale czy obronimy łacińską Europę przed nią samą?