Opozycja nawołuje do wyjścia na ulice, do buntu przeciwko rządowi Prawa i Sprawiedliwości, który „choć wybrany demokratycznie, niszczy wszystkie demokratyczne elementy naszego życia, za które się wziął (…), począwszy od Trybunału Konstytucyjnego, po wszystkie prawa, które mogą zabrać obywatelom”. Dążenie do konfrontacji widać w każdej niemal wypowiedzi liderów PO czy KOD. Nie będę cytował tych wręcz antypolskich apeli, nawołujących do tego, aby zasiać niepokój w społeczeństwie, aby doprowadzić do starć ulicznych. Przykładem apel o demonstracje 13 grudnia, które mają być już nie przeciw zomowcom i esbekom, ale w ich obronie. A tak naprawdę, w imię powrotu do sitw, układów, nie liczenia się z obywatelami. To przecież lider KOD w odezwie do wyjścia na ulice, apeluje: „Nie oddamy kultury, edukacji, praw kobiet, organizacji pozarządowych, mediów, gospodarki…”.
Uchwalona nowelizacja „Ustawy o zgromadzeniach”, na którą opozycja wylała tyle pomyj, ma uporządkować demonstracje uliczne, aby nie dochodziło do burd i niepokojów. Przypomnę, że na 10 grudnia w Warszawie zgłoszono 7 demonstracji, które mają się odbyć przed pałacem prezydenckim, niektóre w tym samym czasie, w którym od 6 lat gromadzi się na miesięcznicy smoleńskiej grupa parlamentarzystów oraz wiele osób, najpierw rankiem na modlitwie, a wieczorem po Mszy św. w archikatedrze św. Jana na manifestacji. Powstaje naturalne pytanie: czy organizowanie kontrmanifestacji w tym miejscu i w tym samym czasie służy wolności obywateli czy raczej chodzi o sprowokowanie zamieszek, o lżenie – jak to było po katastrofie smoleńskiej osób, które ustawiły krzyż przed pałacem prezydenckim?
Niestety, doświadczenie w tej materii z minionych 8 lat rządów PO-PSL jest raczej smutne. Pamiętamy problemy związane z konfrontacjami, do jakich regularnie dochodziło pomiędzy uczestnikami Marszu Niepodległości i ich przeciwnikami. Do dzisiaj nie wiemy, kto sprowokował spalenie budki strażniczej przed ambasadą rosyjską. W tym roku sytuacja się nie powtórzyła, mimo że w czasie Marszu Niepodległości odbyło się sześć kontrmanifestacji. Chociaż policja zapanowała nad sytuacją, nie oznacza to, iż nie warto uregulować tego odpowiednimi przepisami, aby wprowadzić zasady gwarantujące bezpieczeństwo Polaków, pragnących w manifestacjach wyrażać swoje przekonania.
Opozycja okłamuje społeczeństwo, że rząd PiS w tej ustawie zabiera Polakom kawałek wolności, że czeka nas koniec zgromadzeń, manifestacji, protestów wolnych ludzi – co dotąd zapewniał art. 57 konstytucji: „Każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich”. Taki zarzut wobec ustawy podzieliły nawet Sąd Najwyższy, Rzecznik Praw Obywatelskich, Fundacja Batorego w imieniu 147 różnych organizacji pozarządowych, a także Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Tymczasem ustawa wprowadza prostą zasadę: w tym samym czasie mogą manifestować wszyscy, ale nie w tym samym miejscu, a konkretnie 100 m dalej. Zapytam, jaki byłby sens, aby w tym samym miejscu i czasie pozwolić na manifestację np. feministek za aborcją oraz grupom obrońców życia? Władza, która dopuszczałaby takie rozwiązania, życzyłaby sobie ulicznej konfrontacji. A tak było.
Protest opozycji wzbudziło w ustawie wprowadzenie zapisu o tzw. zgromadzeniach cyklicznych, czyli wydarzeniach organizowanych kilka razy w roku przez tego samego organizatora w tym samym miejscu i czasie, bądź raz w roku w celu upamiętniania szczególnie ważnych dla Polski wydarzeń historycznych. Wprowadzenie tego rozwiązania pozwoli organizatorom takich zgromadzeń na zwrócenie się do wojewody z prośbą o pozwolenie na ich organizację w następnych 3 latach. Oczywiście, chodzi głównie o bezpieczeństwo tych cyklicznych zgromadzeń. Jeśli bowiem ktoś zgłasza kontrmanifestację w tym samym miejscu i czasie, co duże cykliczne zgromadzenie, to chodzi mu o konfrontację. Obecnie takie protesty musi fizycznie rozdzielać policja. Prościej i bezpieczniej będzie rozdzielić je ustawowo.
Krótko i jasno pisząc, nikt nikomu niczego w tej ustawie nie zakazuje. Manifestację czy kontrmanifestację można zorganizować, ale tak, by jedna nie blokowała drugiej. Jest to rzecz naturalna. Czyli ustawa określa pewne ramy dla zwiększenia bezpieczeństwa manifestujących obywateli, pomaga służbom w zabezpieczeniu i w lepszym koordynowaniu czy zarządzaniu potencjalnymi niebezpiecznymi sytuacjami. W Polsce nadal każdy może legalnie manifestować ile chce, ale w sposób nie zagrażający innym.