Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
„W dniach 14–17 grudnia 1970 r. w Szczecinie, Gdańsku, Gdyni i Elblągu władza wystąpiła przeciwko robotnikom walczącym o godne życie, wolność i chleb, wysyłając na bezbronnych protestujących czołgi i ludzi z karabinami. Funkcjonariusze milicji i wojska dokonali masakry ludności na ulicach miast Wybrzeża, krwawo tłumiąc słuszny protest. Zginęło 42 demonstrantów, zaś ponad 1000 zostało rannych. Do dnia dzisiejszego nie wszyscy sprawcy tej zbrodni zostali ukarani”.
Przypomnę, tuż przed Bożym Narodzeniem 1970 r. Biuro Polityczne KC PZPR zdecydowało się na wprowadzenie podwyżek cen żywności i opału. Ich skala sięgała od kilku do ponad dziewięćdziesięciu procent. Mięso i jego przetwory podrożały prawie o 18 proc., węgiel kamienny o 10 procent. W proteście przeciw podwyżkom na ulice wyszli pracownicy Stoczni Gdańskiej, doszło do starć z milicją: 15 grudnia demonstranci spalili gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR, milicja użyła broni, padli pierwsi zabici, demolowano sklepy. 16 grudnia wojsko i milicja ostrzelały bezbronnych robotników przed stoczniową bramą nr 2.
Wieczorem 16 grudnia wicepremier Stanisław Kociołek wezwał wszystkich robotników, aby wrócili do pracy. 17 grudnia na przystanku Gdynia Stocznia, około godz. 6.00. do tysięcy robotników żołnierze i milicjanci ustawieni tuż za przystankiem otworzyli ogień. Ich krwawą ofiarę opiewa „Ballada o Janku Wiśniewskim”, a dokładniej o Zbyszku Godlewskim. Oprócz zabitych, setki osób aresztowano: okrutnie ich bito, poddawano bolesnym torturom. Na lata grudniowa rewolta stała się tematem tabu. Pogrzeby grudniowych ofiar odbywały się nocą w asyście funkcjonariuszy SB. Odprawiali je wytypowani przez bezpiekę kapłani. Nawet epitafia poddane zostały cenzurze. Pamięć o masakrze miała zostać wymazana. Obraz wydarzeń w Gdańsku, Gdyni, Elblągu czy Szczecinie podawało tylko Radio Wolna Europa.
W 1980 r. władze komunistyczne pozwoliły wybudować pomnik Ofiar Grudnia 1970 r., wzniesionego dzięki determinacji działaczy „Solidarności”. Ale nawet wówczas komuniści ocenzurowali napisy na pomniku, zezwalając na lakoniczne słowa: „17 grudnia 1970 r.”. Może gdyby nie stan wojenny, doszłoby do ukarania winnych. Niestety, nie tylko nie zostali ukarani, ale wręcz uniewinnieni. Uniewinniony został były komunistyczny wicepremier Stanisław Kociołek, ten, który jako członek sztabu lokalnego, który w Gdańsku podejmował decyzje o pacyfikacji, wystąpił w lokalnej telewizji ze słynnym apelem o powrót robotników do pracy, który w efekcie spowodował, że ci, którzy tego apelu posłuchali – chodzi przede wszystkim o stoczniowców z Gdyni – zostali ostrzelani. Kociołek ponosi współodpowiedzialność za wprowadzenie w błąd wielu ludzi, z których część padła ofiarą pacyfikacji.
Co najważniejsze: sędziowie nie chcieli wypowiedzieć się o odpowiedzialności Wojciecha Jaruzelskiego, wobec którego proces wznowiony po 2002 r. został zawieszony, formalnie ze względu na stan jego zdrowia. W sumie, na krótkie i mało dotkliwe kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu sąd skazał jedynie dwóch dowódców wojskowych. I to nie za zabójstwo, ale jedynie śmiertelne pobicie. Jak się to ma do stwierdzenia sądu, który przyznał jednak, że decyzje władz komunistycznych związane z protestami robotników Wybrzeża były nielegalne.
Z dzisiejszego punktu widzenia, Grudzień 1970 roku nie był ani „strajkiem”, ani „buntem robotniczym”, ale spontanicznym powstaniem robotniczym o wolność. Choć nie miało ani programu ani przywódców, to zakończyło się zwycięstwem. Władze wycofały się z zaplanowanych podwyżek cen. Nie to jednak było najważniejsze. Zmieniło się państwo. Po gomułkowskim zniewoleniu, pojawiło się w dekadzie Gierka więcej wolności, zakończonego wielkim strajkiem sierpniowym.
Do czego komunistycznej władzy potrzebny był „Grudzień 70”?
Gdański IPN wyprodukował film „Pamiętajcie Grudzień”. Wykorzystano w nim nieznane dokumenty, fotografie i filmy wykonane przez SB. Dotyczą one nie tylko wydarzeń grudniowych, ale i akcji bezpieki „Jesień 70”. Jej celem było rozbicie środowiska, które zorganizowało i wspierało strajk. W ramach „Jesieni 70” więzieniem ukarano 30 buntowników, 300 kolejnych karnie wcielono do wojska. Kilkuset wyrzucono z pracy. Do kartotek SB wpisano 2,5 tysiąca robotników, a 1300 objęto inwigilacją. SB ich zastraszała, kompromitowała w otoczeniu. Prześladowała nawet groby poległych i miejsca, w których zginęli, nie dopuszczając do składania tam kwiatów. Akcja trwała do 1978 r.
Liczne konferencje naukowe na temat „Grudnia 1970” wyraźnie wskazują, że protest stoczniowców był sprowokowany oraz wykorzystany do walk partyjnych, aby spowodować usunięcie Władysława Gomułki i zastąpienie go desygnowanym przez Breżniewa Edwardem Gierkiem. Świadek Anna Walentynowicz zeznała: „Czołgi we wtorek rano 15-tego wjeżdżały do Gdańska”. „Rano 15 XII obudził mnie warkot silników…”. „Sama widziałam, jak człowiek z pałką milicyjną w skórzanej kurtce rozbijał szyby sklepowe. Sklepy były rozbijane przez podstawionych ludzi, żeby oskarżyć robotników”.
Według dr. Henryka Kuli w Warszawie działała polityczna grupa operacyjna przygotowująca eskalację „wydarzeń grudniowych” mających doprowadzić do odejścia Gomułki. Potwierdza to logika późniejszych wydarzeń, wskazująca na świadome działanie wojska, dla którego rozkazy przychodziły z najwyższego szczebla. Ze wspomnień Franciszka Szlachcica, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, wynika, że minister obrony narodowej, gen. Wojciech Jaruzelski, był jednym z organizatorów spisku przeciw Gomułce. Przede wszystkim to on podjął decyzję o użyciu wojska, w tym dywizji pancernych, to zaś łączyło się z użyciem broni. Co więcej, do akcji włączono lotnictwo podległe MON i MSW, taki zaś zakres ruchu wojsk polskich Układu Warszawskiego nie mógł nie przejść standardowej drogi decyzyjnej Układu. A nad nimi dowództwo sprawował gen. Wojciech Jaruzelski. Bez jego wiedzy nie mogło się nic odbyć.
Śledztwo w sprawie „Grudnia 70” należy wznowić, aby ujawnić wszystkie kulisy zamachu stanu, a dokładniej mówiąc, komunistycznej zbrodni popełnionej na narodzie polskim. Wywołała ją grupa przestępcza, która na polecenie Kremla dążyła do przejęcia władzy w Polsce, a dokładniej do zmian personalnych na najwyższych szczeblach władzy partyjnej i rządowej. Służyło temu najpierw drakońskie podwyższenie kosztów utrzymania, dążące do wywołania niezadowolenia społecznego, a potem zbrodnicze wykorzystanie wojska, służby bezpieczeństwa i milicji, aby wykonać moskiewski plan. W tej zbrodni najlepiej widać rolę, jaką od wojny aż do śmierci pełnił w naszym państwie Wojciech Jaruzelski. Czas to pokazać. Samo zdegradowanie go do stopnia szeregowca jest tylko symbolicznym gestem.