Panie Marszałku Wysoka Izbo.
Senat oddając cześć pamięci św. Brata Alberta Chmielowskiego – powstańca styczniowego, artysty i opiekuna ubogich – w 100. rocznicę jego śmierci – przypomina współczesnym dewizę życiową tego świętego Kościoła Powszechnego: „być dobrym jak chleb”. Równocześnie Senat podkreśla, że życie Alberta Chmielowskiego „może być wzorem człowieczeństwa, w którym najważniejsze jest ‘więcej być, niż mieć’”.
Proszę mi pozwolić na krótką refleksję nad ideami życia św. Brata Alberta Chmielowskiego. Co takiego wydarzyło się w jego życiu, że powstaniec, patriota, szlachcic, artysta, porzucił swoje środowisko i oddał się pracy wśród ubogich?
Jak się uważa, do decyzji dojrzewał długo, widząc w Krakowie nędzę wielu bezrobotnych, ludzi z marginesu, którzy pozostawieni samym sobie, degradowali swoje człowieczeństwo. Na początku, nie zrywając kontaktu z artystycznym i arystokratycznym światem, nie rezygnując z malowania, starał się w miarę możliwości pomagać biednym. Kiedy jednak zobaczył tzw. noclegownię na krakowskim Kazimierzu, wstrząśnięty ludzką biedą, odnalazł sens życia w służbie nędzarzom. W ich twarzach zobaczył odbicie jedynej twarzy, która nosi w sobie to, co próbował przez lata oddać w obrazie „Ecce Homo”. Twarz Jezusa.
Za zgodą biskupa krakowskiego Albina Dunajewskiego Adam Chmielowski przywdział prosty habit zakonny, na wzór kamedulskiego i przybrał imię brata Alberta. Do swojej rodziny napisał: obiit Adam Chmielowski, natus est fr. Albertus (umarł Adam Chmielowski, narodził się brat Albert). 1 listopada 1887 r. podpisał umowę z magistratem Krakowa, biorąc bezinteresownie w opiekę miejską ogrzewalnię. Odtąd co wieczór przychodził tam na nocleg, przynosząc swoim podopiecznym jedzenie. Po wielu tygodniach tak ich obłaskawił, że pozwolili mu pokierować ich życiem. Pamiętał przy tym, że nie wystarczy dać biednym chleba, postarać się o dach nad głową, ale należy zadbać także o ich dusze.
Do swoich idei przekonał kilku innych mężczyzn, którzy wkrótce zgodzili się złączyć ślubami, dając fundament pod przyszłe zgromadzenie Albertynów. Również zdołał zgromadzić wokół siebie niewiasty oddane sprawie pomocy najbiedniejszym. Odtąd zaczyna przejmować przytuliska dla biednych w innych miastach, m. in. Sokalu, Jarosławiu, Przemyślu, Stanisławowie. W Zakopanem na Kalatówkach buduje pustelnię.
Zgromadzenia powołane przez Brata Alberta miały charakter nie tylko religijny, ale w jak najszerszym znaczeniu społeczny. Bracia i siostry podejmowali więc służbę społeczną wszędzie tam, gdzie tego zaistniała potrzeba. Brat Albert widział ich nie tylko w przytuliskach, ale na wsiach wśród najbiedniejszych chłopów, w dużych skupiskach robotników, mieli się opiekować aresztami miejskimi i tymi wszystkimi miejscami, które w czasach krytycznych gromadzą najbiedniejszych. Oczywiście, skromna liczba braci i sióstr nie pozwoliła mu zrealizować wszystkich zamierzeń. Dojrzałym owocem jego wysiłków stały się wielkomiejskie przytuliska dla bezdomnych i bezrobotnych oraz zakłady dla kalek i nieuleczalnie chorych, dla starców i umysłowo upośledzonych.
Przytuliska w rozumieniu Brata Alberta były „domami, gdzie najniższy proletariat, a więc bezdomni ludzie, nędzarze, niedołężni, żebracy, wyrobnicy bez zajęcia znajdują ratunek w swych ostatecznych potrzebach, a w dalszym celu mogą mieć poprawę stanu materialnego przez dobrowolną pracę zarobkową. Ogólnie mówiąc, były to domy w równej mierze chwilowego schronienia, stałego przytułku i pracy dobrowolnej”. Swoją obecnością i pracą w przytulisku Brat Albert nadał im wieloraki sens, przede wszystkim społeczny i religijny. Usiłował przemienić je w dom rodzinny, gdzie ludzie odnajdywaliby wiarę w siebie, dzisiaj powiedzielibyśmy – mógłby się dokonać proces ich resocjalizacji.
Pod względem religijnym Brat Albert zmierzał do tego, by ubodzy w przytuliskach, pod wpływem pracujących z nimi braci czy sióstr powracali na drogę wierności zasadom moralnym. Dokonywać się to miało na zasadzie przykładu, a nie nawracania. Była to służba z miłości, rozumiana jako świadectwo miłosierdzia wobec krzywdzącej niesprawiedliwości społecznej. Pytał bowiem Brat Albert: co uczynić, aby pomóc Łazarzom i nawrócić bogaczy – znieść nierówność między głodującymi, pokrzywdzonymi, bezbronnymi i sytymi, bronionymi przywilejami? Zwykle nie widzi się innej drogi jak zmiana układów społecznych i gospodarczych przez rewolucję.
Brat Albert wybrał inną drogę: miłosierdzia chrześcijańskiego. Pragnął przemienić ludzkie serca przez miłość i sprawiedliwość społeczną. Rozpoczął od wielkiej przemiany siebie, od radykalnego świadectwa swoim życiem. Wszedłszy na tę drogę miłosierdzia, Brat Albert nie zatrzymał się, ale oprócz przytulisk dla dorosłych, zakładał domy dla bezdomnych dzieci i młodzieży, zakłady dla kalek i starców, a w czasie I wojny światowej otoczył opieką szpitale wojskowe i epidemiczne. W sumie powstało dwadzieścia placówek heroicznej walki z nędzą. Pustelnie i domy wiejskie zrodziły specyficznie albertyńską ascezę zakonną. To tu uczono się, jak urzeczywistniać na co dzień maksymalizm chrześcijańskiej miłości Boga i bliźniego; rozumieć i uwierzyć, że trud całego życia braci i sióstr to troska o to, by życie powierzonych im ludzi uczynić godnym człowieka. Dom zakonny był utożsamiony z przytuliskiem, w którym bracia lub siostry przebywają z ludźmi bezdomnymi na tych samych prawach, a to wszystko z myślą, by przez obecność i przykład zmobilizować nędzarza do podejmowania wysiłków skierowanych do przełamania własnej niedoli.
Za życia św. Brata Alberta powstało dwadzieścia placówek, w których pracowało wśród tysięcy nędzarzy ponad czterdziestu braci i sto dwadzieścia sióstr. Ta wielka liczba ludzi i metoda pracy albertyńskiej sprawiły, że wszystko, co robił Brat Albert, wykraczało poza zwykły charytatywny czyn zakonny, a nabierało wymiaru miłości i sprawiedliwości społecznej.
Pragnę przypomnieć, że Sejm podjął uchwałę o ustanowieniu roku 2017 Rokiem Adama Chmielowskiego, podkreślając w niej, że św. Brat Albert przyczynił się do utrwalenia najważniejszych postaw społecznych oraz dał Polakom nadzieję na niepodległość i sprawiedliwość społeczną w ciągu kolejnych dziesięcioleci.
Wybitny krakowski filozof ks. Konstanty Michalski tak to skomentował: „Dziwiono się tej postaci, ale też rozumiano, że idzie z niej coś takiego jak permanentna rewolucja. Duszę swą dawał brat Albert za tych, za których w Krakowie już nikt dać jej nie chciał”.
Nie jest tajemnicą, że postacią Adama Chmielowskiego był zafascynowany Karol Wojtyła zarówno jako młody człowiek, jak i po latach, kiedy już został papieżem. Powiedział wówczas o nim: „Święty Brat Albert nie pisał uczonych traktatów. On po prostu pokazał, jak należy miłosierdzie czynić. Pokazał, że kto chce prawdziwie czynić miłosierdzie, musi stać się bezinteresownym darem dla drugiego człowieka. Służyć bliźniemu to według niego przede wszystkim dawać siebie, być dobrym jak chleb”.