Ustawa o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Panie Ministrze!

Zabieram głos w sprawach medycznych jako laik, to mówię od razu, ale w przypadku tabletki ellaOne medycyna głęboko wchodzi w sprawy moralne, a te oczywiście nie mogą mi być obce. Co więcej, akurat jedna z moich wnuczek zbliża się do piętnastego roku życia i nie wyobrażam sobie, że miałbym jej zafundować tabletkę „dzień po”.

O czym my w ogóle dyskutujemy? 15-letnia dziewczynka ma nadal mieć nieskrępowany dostęp do silnego środka hormonalnego bez kontroli lekarza, a także poza wiedzą rodziców. Pośrednio otrzymuje pozwolenie, mówiąc wprost, na przypadkowe współżycie seksualne. Zastanówmy się, o jakim wieku dziecka mówimy. Kto w ogóle wymyślił te 15 lat?

Pamiętam, jak w kadencji, kiedy byłem posłem, przegłosowaliśmy ustawę o zakazie pornografii, którą notabene później prezydent Kwaśniewski zawetował. Ale to SLD wówczas w tej ustawie dopuściło możliwość występowania 15-letnich dziewcząt w filmach porno. Cóż, tak myślę, że deprawatorzy naszych dzieci nie zasypiają gruszek w popiele, skoro teraz wymyślili ellaOne.

Kiedy w styczniu 2015 r. Komisja Europejska zezwoliła na dopuszczenie do sprzedaży bez recepty preparatu ellaOne, zaliczonego do tzw. antykoncepcji awaryjnej stosowanej po stosunku, wtedy ówczesny minister zdrowia z Platformy Obywatelskiej przekonywał, że decyzja unijna ma charakter obligatoryjny. Krótko mówiąc, minister Bartosz Arłukowicz okłamał społeczeństwo, ponieważ o tym, czy preparat w ogóle będzie dostępny, decydowały poszczególne państwa członkowskie. W konsekwencji w kwietniu 2015 r. minister Arłukowicz wydał rozporządzenie, które wprowadzało tabletkę do sprzedaży, co więcej, bez recepty i można ją było sprzedawać wszystkim, którzy ukończyli zaledwie piętnasty rok życia. A była minister zdrowia Ewa Kopacz, wówczas premier, równie kłamliwie argumentowała, że „skoro jesteśmy w Unii Europejskiej, to mamy przepisy, które mówią o tym, że ta tabletka ma być bez recepty”. To są jej słowa. Mówiła to, wiedząc, że Komisja Europejska nie naciskała na Polskę w sprawie powszechnej dostępności tych tabletek. Dla zmylenia społeczeństwa Ministerstwo Zdrowia informowało jeszcze, że pigułkę będzie można sprzedawać w kraju bez recepty, ponieważ „odbiorcą decyzji Komisji Europejskiej jest firma wprowadzająca lek na rynek, a rząd polski ani resort zdrowia nie są stroną w sprawie”. Mój Boże, rząd nie jest stroną, gdy jakaś firma farmaceutyczna deprawuje nasze dzieci i rujnuje zdrowie polskich kobiet. Takie pokrętne tłumaczenie mogło powstać tylko w nieodpowiedzialnych umysłach.

Nic dziwnego, że przeciwko takiemu rozwiązaniu zaprotestowały różne stowarzyszenia, nie tylko katolickie, m.in. Forum Kobiet Polskich, skupiające 53 organizacje kobiece, zdecydowanie sprzeciwiło się dopuszczeniu tej pigułki do sprzedaży bez recepty, bez lekarskiej kontroli. W swoich petycjach forum wskazywało m.in. na to, że tabletka zagraża życiu i zdrowiu kobiet, ponieważ zwiększa ryzyko wystąpienia wielu chorób. Przekonywano również, że łatwy dostęp do pigułek „zachęca do nieuporządkowanego życia seksualnego”. W petycjach przypomniano również fakt, że dyrektywa unijna nie zobowiązuje ustawodawstwa krajowego do jej przyjęcia.

Oczywiście były też apele przeciwne, m.in. Koalicja „Mam Prawo do Antykoncepcji Awaryjnej” wystosowała do ministra zdrowia petycję o nieograniczanie praw kobiet i pozostawienie możliwości korzystania z antykoncepcji awaryjnej. Koalicja przekonywała, że szeroka dostępność antykoncepcji w połączeniu z rzetelną edukacją przyczynią się do zmniejszenia liczby aborcji. Wskazała też, że zakaz sprzedaży tego typu leków lub znaczne ograniczenie ich dostępności może stanowić zagrożenie dla zdrowia osób szukających środków antykoncepcji awaryjnej poza oficjalnym obiegiem.

Nie od rzeczy będzie dodać uwagę, że cała ta akcja dotycząca sprzedaży pigułki bez recepty była działaniem wielkich kompanii farmaceutycznych, które kierują się tylko chęcią zysku. Dość wspomnieć, że według firmy IMS Pharmascope w roku 2014, gdy tabletka ellaOne była wydawana na receptę, zużycie roczne wynosiło ponad 10 tysięcy sztuk. Od kwietnia 2015 r., kiedy była dostępna bez recepty, sprzedano jej ponad 165 tysięcy w roku 2015, a w roku 2016 – ponad 227 tysięcy sztuk. Dwudziestotrzykrotny wzrost. Świadczy to o tym, że ta tabletka przestała być już antykoncepcją awaryjną, a stała się dla większości kobiet antykoncepcją systemową.

Proszę państwa, możemy okłamywać się dalej, tak jak czyni się to np. w przypadku twierdzenia, że po katastrofie smoleńskiej państwo zdało egzamin, państwo polskie. Możemy ukrywać prawdę, że główny mechanizm tabletki „dzień po” polega tylko na wyhamowaniu lub opóźnianiu owulacji, a poza tym nic się nie dzieje. Dzieje się, proszę państwa, bo tak naprawdę to nikt nie wie, kiedy jest ta owulacja. Jedni mówią, że tabletka jest skuteczna do 24 godzin po stosunku, inni twierdzą, że działa nawet do 5 dni. Jeśli tak, to znaczy, że w tym czasie już mogło dojść do owulacji, a więc także do zapłodnienia komórki jajowej. Jeżeli tak, to zapłodniona komórka, a więc i nowe ludzkie życie mogą zostać działaniem tej pigułki zniszczone. W tym przypadku mogą już wystąpić groźne dla kobiety konsekwencje zdrowotne, tak jak to się dzieje po zażyciu środka poronnego. Tabletka powoduje również inne skutki uboczne, ponieważ jest poważną ingerencją w układ hormonalny kobiety. Może skutkować rozregulowaniem cyklu i częstokroć poważnymi problemami z płodnością w przyszłości. Na ten temat jeszcze nie ma żadnych badań, ale wszystko wskazuje na to, że tak będzie. Ponadto środek ten może powodować poważne interakcje lekowe, stąd w ulotce dołączonej do tego specyfiku wypisano wiele przeciwwskazań dotyczących jego stosowania.

Za mało więc mówi się o bardzo negatywnych skutkach, także skutkach społecznych. Dostępność pigułki na rynku może stanowić dla nastoletnich dziewcząt zachętę do podejmowania ryzykownych i nieodpowiedzialnych zachowań seksualnych. Młode dziewczyny, które niekoniecznie czytają ulotki dołączone do leku, nie mają pojęcia o przeciwwskazaniach i działaniach ubocznych. Strach przed ciążą może jednak spowodować, że sięgną po tabletki ellaOne bez kontroli, za to wielokrotnie w czasie cyklu. Niestety, także większość stosujących tabletki ellaOne kobiet nie zdaje sobie sprawy z tego, że zawiera ona wielokrotnie większą dawkę hormonalną niż inne środki hormonalne, że bardzo negatywnie może wpłynąć szczególnie na młody organizm, bardziej niż stosowane powszechnie leki antykoncepcyjne. Na stosowanie jej bez kontroli lekarza – pomijam już sprawy moralne – Ministerstwo Zdrowia absolutnie nie powinno się zgodzić. Mądre państwo dba o zdrowie narodu nawet wówczas, gdy poszczególne jednostki o to zdrowie nie dbają czy je zaniedbują. I dobrze się stało, że Ministerstwo Zdrowia nie zbagatelizowało tych zastrzeżeń i po dogłębnej analizie sytuacji wprowadziło ograniczenie w dostępności tego produktu.

Kierowano się również – tak uważam – ustawą o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, ponieważ działanie pigułki, gdyby doszło do zapłodnienia, doprowadzi do obumarcia nowego życia. Innymi słowy, zgodnie z przepisami polskiej konstytucji, ugruntowanego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego oraz wspomnianej ustawy mamy wówczas do czynienia z zabiciem poczętego dziecka, które oczywiście pozostaje pod ochroną prawa. Nie będę tu cytował wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Generalnie, moim zdaniem, dopuszczenie do sprzedaży pigułki ellaOne w ogóle, a zwłaszcza bez recepty, jednoznacznie łamie obowiązujące w Polsce przepisy ustawowe. I to powinno być problemem naszej dyskusji, a nie samo wprowadzenie jej sprzedaży na receptę. Dziękuję za uwagę.