Jana Pawła II jeszcze nikt tak nie nazwał: „Święty XXI wieku”, czyli święty dla nas oraz dla kolejnych pokoleń, które zapewne jeszcze głębiej dostrzegą w powołaniu i życiu Papieża Słowianina duchową wielkość i świętość, siłę zawierzenia Bogu, wyrażającą się w słowach osobistego „fiat”, czyli „Totus Tuus, Maryjo”. My, ludzie współcześni Papieżowi, mamy jednak przywilej dokonania oceny tego pontyfikatu na podstawie własnego doświadczenia, osobistych przeżyć i wzruszeń ze spotkania z Piotrem naszych czasów.
Z senatorem Czesławem Ryszką – autorem książki „Święty XXI wieku. Jan Paweł II” – rozmawia Lidia Dudkiewicz
Lidia Dudkiewicz: – W poprzednich książkach o Janie Pawle II pisałeś o najbardziej istotnych sprawach pontyfikatu. Mam na myśli: „Być pielgrzymem” (1986), „Charyzmat Apostoła” (1986), „Kto się lęka Papieża” (1989), „Papież końca czasów” (1996) czy „Jan Paweł II Wielki” (2002) – książkę, która podsumowuje największy pontyfikat ostatnich wieków. Pamiętam, że była to pierwsza poważna publikacja na świecie, nosząca taki tytuł. Co dodaje do naszej wiedzy o Papieżu Polaku Twoja najnowsza książka „Święty XXI wieku. Jan Paweł II”?
CZESŁAW RYSZKA: – To zmieniona wersja książki „Jan Paweł II Wielki”, z dodaniem ostatnich lat życia Papieża, jest też opis procesu beatyfikacyjnego, który ukazał świętość życia Jana Pawła II. Najbardziej interesowało mnie osobiste przekonanie Ojca Świętego, że to Opatrzność Boża kierowała jego życiem, a on starał się być jedynie poddany woli Bożej, przyjmował z zaufaniem wszystko, wiedząc, że w ostatecznym rozrachunku to Bóg jest Panem ludzkich losów.
– Piszesz w książce o procesie beatyfikacyjnym Papieża, tak jakbyś był od początku przekonany, że zostanie szybko wyniesiony na ołtarze…
– Gdy podczas pogrzebu Papieża rozległo się spontaniczne wołanie miliona zgromadzonych na Placu św. Piotra wiernych: „Santo subito” (Święty natychmiast), doznałem wzruszenia. Pomyślałem, że oto wracamy do pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy to lud rzymski wynosił po śmierci świątobliwe osoby na ołtarze przez aklamację. Teraz domagało się tego pokolenie Jana Pawła II – pielgrzymi z całego świata, dla których słowo „święty” znaczyło tyle samo, co Jan Paweł II. Jak pamiętamy, bardzo szybko rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny, i mimo takich czy innych, głównie medialnych przeszkód, było wiadomo, że żyliśmy w czasach świętego Papieża.
–Co na to wskazywało?
– Przede wszystkim podczas pontyfikatu Papieża Polaka wyjawione zostały niektóre tajemnice z maryjnych objawień. Jakże one są ważne dla naszej wiary, dla przyszłości Kościoła! Mam na myśli orędzie fatimskie, a zwłaszcza zapowiedź zamachu na życie Papieża i związany z tym krzyż cierpienia. Cierpienie zawsze stawia pytanie o sens, o to, czy Kościołowi jest potrzebne to doświadczenie. Dzisiaj wiemy, że cierpienie Jana Pawła II było czymś „zaplanowanym” przez Opatrzność. Że na te czasy był potrzebny Papież krzyżowany jak Chrystus, Papież dotknięty stygmatem cierpienia, Papież ubogi jak św. Franciszek, Papież, który stał się doskonałym narzędziem Bożej Opatrzności, znakiem sprzeciwu dla świata odrzucającego cierpienie, drogowskazem dla wszystkich ludzi. Patrząc z tej perspektywy na choroby i cierpienia Jana Pawła II, można je porównać do męki Chrystusa, która przemieniła świat.
– Twoja poprzednia książka „Jan Paweł II Wielki”, będąca jakby podstawą napisania obecnej, omawiała wielkość pontyfikatu Papieża Polaka. Teraz wielkość „polskiego” pontyfikatu poszerzyłeś o świętość.
– Dziś, kiedy Jana Pawła II nie ma wśród nas, dla wszystkich stało się jasne, że jego pontyfikat stanowi ważną cezurę w historii Kościoła. Wielkość Papieża to m.in. fakt wprowadzenia „płynnie” Kościoła w trzecie tysiąclecie wiary. Opatrzność Boża dała Ojcu Świętemu wystarczająco dużo czasu, a także sił i talentów, aby swoją wielką misję mógł spełnić. Byliśmy bowiem świadkami najdłuższego pontyfikatu XX wieku i czwartego co do długości w dziejach papiestwa. Ale przecież nie sama długość sprawowania urzędu wpływa na to, aby określić ten pontyfikat słowem „wielki”. To także fakt, że posługą i nauczaniem Jana Pawła II można by obdzielić kilku lub nawet kilkunastu papieży. I co ważne – za przyczyną tego Papieża rozpoczęły się gwałtowne przemiany w świecie, które doprowadziły do upadku „imperium zła” – jak prezydent USA Ronald Reagan nazwał Związek Radziecki. Osoba Jana Pawła II zawsze będzie związana z powstaniem ruchu „Solidarność” w Polsce, a w konsekwencji – z upadkiem muru berlińskiego, z rozpadem „żelaznej kurtyny”.
– To wszystko wielkość. A świętość?
– Świętość Papieża Polaka stała się darem dla świata. Któż zliczy ślady jego apostolskiej obecności wśród największych i najmniejszych, w pałacach i leprozoriach. Dla niego każdy człowiek stał się „drogą Kościoła”. W iluż milionach domów znalazła się pamiątkowa fotografia z Ojcem Świętym, ileż radosnych łez wylano podczas spotkania z nim! Jego nauczanie natchnęło odwagą wiary miliony ludzi na wszystkich kontynentach. Ale co ważne, świętości Jana Pawła II nie można zrozumieć bez Chrystusa. Ten pontyfikat nosi bowiem cechy wielkiej tajemnicy. Zarysowała się ona od pierwszego dnia wyboru, który przypadł we wspomnienie św. Jadwigi Śląskiej, 16 października 1978 r., aż do dnia śmierci w wigilię święta Miłosierdzia Bożego, 2 kwietnia 2005 r. Dzień inauguracji pontyfikatu, 22 października, wybrany przez Jana Pawła II, przypadł w 30. rocznicę śmierci kard. Augusta Hlonda, który na łożu śmierci wypowiedział prorocze słowa: „Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny”. Natomiast godzina śmierci wybrana przez Boga przypadła na zakończenie Apelu Jasnogórskiego, a przecież Jan Paweł II czuł się papieżem „wziętym spod Jasnej Góry”.
– 1 maja 2011 r. Jan Paweł II zostanie wyniesiony na ołtarze. Czy w następstwie tego doniosłego aktu nie odejdzie w zapomnienie to wszystko, co czyniło Papieża kimś bliskim, takim naszym?
– Oczywiście, że nie. Tym milionom osób, którym udało się „otrzeć” o Papieża, dotknąć jego białych szat, ucałować w przelocie podaną rękę z pierścieniem Rybaka, a także tym, którzy mieli spotkania indywidualne, Msze św. w prywatnej kaplicy Papieża, rozmowy w bibliotece, wspólne z nim posiłki… – myślę, że wszystkich powinno to jeszcze bardziej mobilizować do osobistej świętości. Krótko mówiąc, Jan Paweł II utorował nam drogę, potwierdził, że świętość jest możliwa.
Jan Paweł II z Czesławem Ryszką
Watykan przybliżył się do świata
Podczas dłuższego pobytu w Rzymie lubiłem siadać na jednym z tarasów Kwirynału i patrzyłem na historyczne dzielnice Wiecznego Miasta. Spoglądałem na stłoczone czerwone dachy domów, tworzące jakby wielką renesansową mozaikę, w której wyróżniały się baniaste barokowe kopuły znanych rzymskich bazylik. Ta największa, zaprojektowana przez Michała Anioła, znajdująca się po drugiej stronie Tybru, przyciągała wzrok najbardziej. Tu znajdowało się centrum chrześcijaństwa, pod nią – grób św. Piotra. Tam urzędował Piotr naszych czasów – Jan Paweł II. Watykan z tego miejsca jawił się jako niedostępna forteca, ale wystarczyło przyjść na środową audiencję generalną, aby dosłownie „otrzeć się” o Papieża, dotknąć jego białych szat, ucałować w przelocie podaną rękę z pierścieniem Rybaka.
Santo subito
Gdy podczas pogrzebu Papieża rozległo się spontaniczne wołanie miliona zgromadzonych na Placu św. Piotra wiernych: „Santo subito” (…), doznałem wzruszenia. Oto rozpoczyna się nowa epoka w Kościele.
Pozostał z nami
Pozostaje z nami w świętym obcowaniu, pozostaje w swoim wielkim nauczaniu, pozostaje w świadectwie świętego życia. Teraz jeszcze bardziej, orędując za nami z nieba, pozostaje do dyspozycji jako święty Kościoła w Polsce i Kościoła powszechnego. (…) Teraz jesteśmy już tylko wdzięczni Bożej Opatrzności, że otrzymaliśmy wielkiego i świętego Papieża.