Korea Północna przeprowadziła nową próbę jądrową, we Francji udaremniono kolejny zamach terrorystyczny, włoskie władze informują o tysiącach imigrantów podejmowanych z morza, w Niemczech i Francji tworzą się przestępcze miasta-getta uchodźców, do których boi się wkroczyć policja. Ciągle też nie wiadomo jakie będą konsekwencje Brexitu.
Tymczasem szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker przedstawiając przed szczytem UE w Bratysławie nowy plan dla Europy, postuluje powstanie wspólnej europejskiej armii, sztabu generalnego oraz stworzenie stanowiska unijnego ministra spraw zagranicznych, które miałaby piastować pani Mogherini. Zamiast pomysłów o uszanowaniu państw narodowych, większa federalizacja, więcej Europy w Europie!
A już najbardziej absurdalnym i oderwanym od rzeczywistości pomysłem była debata i rezolucja o braku praworządności w Polsce, krytykującą Polskę za to, co rząd PiS nazywa „dobrą zmianą”. 14 IX br. za jej przyjęciem opowiedziało się 510 europosłów z frakcji chadeków, socjalistów, liberałów, zielonych i komunistów; przeciw było 160 konserwatystów, wstrzymało się od głosu – 29. Warto dodać, że dzień wcześniej w debacie na ten temat wzięło udział tylko 65 europosłów, z czego 32 z Polski, a więc niecałe 9 proc. (PE liczy 751 członków). To najlepsza recenzja debaty i dowód, jak mało istotna jest ta sprawa. W głosowaniach jest zawsze duża frekwencja, ze względu na pobierane za to diety.
Była to już druga rezolucja: pierwsza została przyjęta w kwietniu br. i odnosiła się jedynie do sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Obecna rezolucja podjęta zapewne za namową europosłów z PO i SLD dotyczyła nie tylko sytuacji w TK, ale ustaw o mediach publicznych w Polsce, o nowej organizacji działania prokuratury i policji, o zaostrzeniu u nas kar za niektóre przestępstwa, o nie respektowaniu praw kobiet, zwłaszcza ze względu na „zagrożenie” wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji, o organizacji służby cywilnej, a nawet o zwiększeniu zakresu wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej. PE skrytykował także polskie władze za to, że uważają chrześcijaństwo za jedyną podstawę europejskich wartości i kultury.
Rezolucja nie ma mocy wiążącej, z pewnością jednak jest rodzajem presji politycznej wywieranej na Polaków za to, że wybrali nie taki rząd, jaki oczekiwała Bruksela. Innymi słowy, unijnym decydentom nie chodzi o dobro Polski, ale o sprzeciw wobec „złego rządu PiS”. Wyraźnie powiedział o tym szef PE Martin Schulz, że nie chodzi o spór z Polską, ale z Prawem i Sprawiedliwością. Powiedział m.in.: „Nie wiem, o co chodzi Kaczyńskiemu i Orbanowi z tą kontrrewolucją kulturalną. Ale niektóre państwa myślą wyłącznie o sobie”.
Jak sądzę, Martin Schulz dokładnie wie, o co chodzi. Przez 10 lat Polska zachowywała się jak mysz pod miotłą, przyjmując postawę biednej panny na wydaniu – taką rolę dla naszego państwa w UE wyznaczył unijny mentor Władysław Bartoszewski. Dlatego musi obecnie budzić protest Brukseli, że nasze państwo stawia veto w sprawach ustrojowych: nie godzimy się na federalizm UE, na relokację uchodźców, na odejście od wartości chrześcijańskich, w tym liberalizację aborcji czy promocję homoseksualizmu.
Nie mam wątpliwości, że PE zamiast stać na straży kompromisu i bezstronności, miesza się w wewnętrzne sprawy Polski, dając posłuch opozycji w Polsce. Ta zaś zakłamuje rzeczywistość, donosi do Brukseli, że rząd polski nie zrobił nic, by np. rozwiązać konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego, że demokracja w Polsce jest zagrożona.
Jak bardzo nie jest zagrożona, świadczy ogłoszony program polityczny Ryszarda Petru i jego Nowoczesnej, a w nim m.in.: postawienie przed Trybunałem Stanu prezydenta Andrzeja Dudy oraz premier Beaty Szydło, rozdział państwa od Kościoła, finansowanie in vitro z budżetu, zmniejszenie liczby ministrów i wiceministrów, wprowadzenie kryterium dochodowego w programie Rodzina 500+ itp. W każdym niedemokratycznym państwie partia z takim programem zostałaby natychmiast zdelegalizowana.
W Polsce można ogłaszać największe głupstwa, wzywać do utworzenia państwa podziemnego, nawoływać do przemocy i wojny polsko-polskiej, jak to ma miejsce na marszach KOD-u. Po prostu, akurat demokracja ma się u nas dobrze, powiedziałbym, aż za dobrze.