Sejm okupują rodzice niepełnosprawnych dorosłych dzieci, domagając się wyższych świadczeń. Mają rację. Dostają pieniądze małżonkowie na dzieci, seniorzy na lekarstwa, młodzi dopłaty do mieszkań, wszystkim żyje się coraz lepiej, a im ma być gorzej?
Niestety, nie wszystkie postulaty są do spełnienia od razu. Podniesienie renty socjalnej do renty minimalnej – już wywalczyli. Jednak 500 zł w gotówce – to wygórowane życzenie (w Polsce ocenia się, że żyje ok. 3 mln osób z niepełnosprawnością). Ale rząd i na to poszedł, tylko że nie w gotówce, ale w pomocy nazwijmy to towarowej. Na to już zgody nie ma, a podpowiadają to protestującym matko politycy opozycji.
Nie znam dokładnie sytuacji osób niepełnosprawnych czy z niepełnosprawnościami, z pewnością żyje im się ciężko, ale jest dodatkowa dobra informacja: zmieniliśmy w Senacie ustawę o radiofonii i telewizji, zwiększając z 10 do 50% kwartalny czas nadawania programów zawierających udogodnienia dla osób z dysfunkcjami narządu wzroku oraz słuchu. Do poziomu 50% będziemy jednak dochodzić stopniowo, osiągając go w 2024 r.
Nie muszę podkreślać, że dotykamy tu bardzo ważnego społecznie problemu, kwestii równego dostępu Polaków do audiowizualnych środków przekazu. Chodzi o to, aby osobom z niepełnosprawnością, czyli niesłyszącym i niewidzącym lub niedowidzącym i niedosłyszącym, umożliwić w większym stopniu korzystanie z programu telewizyjnego, dzięki udogodnieniom w postaci elementów dźwiękowych lub graficznych, w szczególności w formie napisów, tłumaczenia na język migowy czy audio-deskrypcji (omawianie tego, co dzieje się na ekranie).
Od razu dodam, że osoby o których piszę, nie bardzo chcą się zgodzić z określeniem, którego używam, że chodzi o jakieś udogodnienia dla nich. To słowo kojarzy się z jakimiś przywilejami, a im słusznie chodzi o równą dostępność do dóbr kultury dla wszystkich obywateli. Mówi się, że miarą rozwoju cywilizacyjnego państwa jest m.in. stosunek do osób z niepełnosprawnością, a wskaźnikiem integracji niepełnosprawnych ze społeczeństwem jest właśnie dostęp do informacji, do mediów. Szczególnie dotyczy to ludzi z dysfunkcjami wzroku i słuchu.
Tych pierwszych jest w Polsce 300 tysięcy, tych drugich ok. 100 tysięcy, jednak w sumie mówi się o 4 milionach osób z tymi niepełnosprawnościami, osób, które od lat oczekują na większą dostępność, na takie właśnie udogodnienia w środkach przekazu. Sejm i Senat zajął się tą sprawą przed kilku laty, ale dopiero teraz zdecydowano się na wprowadzenie wyższych progów procentowych dla nadawców. Wyższych, ponieważ nie da się od razu pójść na całość (w telewizji publicznej w pierwszym programie jest już ok. 50% emisji z udogodnieniami, w drugim programie ok. 30%, a na kanale TVP Seriale jest nawet 80% – głównie napisy).
To prawda, że w porównaniu z krajami Zachodu Polska wypada znacznie gorzej: tam osoby z niepełnosprawnościami w znacznie większym stopniu uczestniczą w życiu kulturalnym, a w tym pomaga im właśnie telewizja. Np. w głównym programie BBC emisja z udogodnieniami przekracza 90%. Generalnie można przyjąć, że 50% udogodnień to pewna norma europejska. I właśnie do tego progu 50%, do takiej normy obecnie dążymy.
Ale, jak mi wiadomo, wspomniane 50% udogodnień nie zadowala tych osób, chciałyby jak najszybciej wprowadzenia 100% poziomu dostępności programów. Rozumiejąc to oczekiwanie, wprowadzono do ustawy zapis, że w roku 2025 przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przedstawi Sejmowi i Senatowi informację o realizacji dotychczasowych obowiązków nadawców, oraz możliwości zwiększenia wspomnianych udogodnień. Może wówczas okaże się, że dojście do 100% będzie możliwe w krótszym czasie, zwłaszcza że technika mknie szybciej niż czas.
Jak sądzę, dla TVP nawet dzisiaj byłoby możliwe wprowadzenie nawet 100% udogodnień w głównych programach, jednak dla mniejszych nadawców, np. Telewzji TRWAM, musi to być rozłożone w czasie: jednorazowy skok nie jest możliwy ani technicznie, ani organizacyjnie, ani finansowo. Takich wymagań po prostu nie wolno narzucić mniejszym nadawcom (koszt godziny emisji z napisami może się wahać w granicach 500 zł, a emisji z tłumaczem języka migowego – nawet do 2 tys. zł; w przypadku audio-deskrypcji będzie to o wiele więcej). Czyli w skali roku to mogą być wielomilionowe koszty dla nadawcy.
Teraz wszystko w rękach Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a także Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bo tak naprawdę realizacja tej ustawy będzie zależała od rozporządzeń, które przedstawi Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Ta z pewnością będzie konsultować się ze środowiskami osób niesłyszących, niewidzących, niedosłyszących i niedowidzących w kwestii tego, jakie formy i w jakich programach są dla nich najlepsze, czy to mają być audio-deskrypcja, język migowy czy napisy.