Podczas debaty w Senacie nad Informacją o działalności Instytutu Pamięci Narodowej w 2016 r. przypomniano niedawne obietnice liderów Platformy Obywatelskiej: zlikwidujemy IPN; po co nam IPN; po co grzebanie czyichś teczkach i życiorysach; po co nam polityka historyczna?
Pamiętam, kiedy obecny prezesie IPN, Jarosław Szarek, 22 lipca 2016 r. składał ślubowanie w Sejmie, powiedział, że IPN jest to miejsce szczególne, którego zadaniem jest zachowanie i przekazanie pamięci o polskim dziedzictwie. Dodał, że IPN nie pracuje dla siebie, ale pracuje dla przyszłych pokoleń. To bardzo ważne stwierdzenie, bo pierwsze, co uderza w działalności instytutu, to liczba wydanych książek, ogrom organizowanych konferencji i sesji naukowych, wystaw, spotkań w szkołach. Jednym słowem, ogrom działalności, która realizuje główną misję instytutu: z jednej strony jest to pion prokuratorski, ścigania zbrodni komunistycznych, a z drugiej – pion edukacji Polaków, a zwłaszcza edukacji młodego pokolenia o naszej trudnej historii.
Z całą pewnością dzięki instytutowi przemilczana dotąd wiedza historyczna dociera do szkół, do nauczycieli, pojawiła się w podręcznikach szkolnych, jest popularyzowana na wszelkie możliwe sposoby. M.in. IPN wspólnie z Ministerstwem Edukacji Narodowej, i we współpracy z ośrodkami doskonalenia zawodowego, prowadzi cykl wykładów dla nauczycieli o polskim państwie podziemnym, o Kresach, o operacji polskiej NKWD, o emigracji, o aparacie represji w PRL… Dzięki wspomnianej współpracy instytut dostarcza nauczycielom materiały, które pozwalają im nauczać o kwestiach mało obecnie lub w ogóle nieobecnych do tej pory w podręcznikach szkolnych.
Najlepszym dowodem tej szerokiej popularyzacji historii jest odkrywanie bohaterów, żołnierzy niezłomnych, czyli to wszystko, co łączy się pracą zespołu prof. Krzysztofa Szwagrzyka (niewiele brakowało, aby za poprzedniego prezesa tenże zespół został rozwiązany, a prace na Łączce wstrzymane). Z nadzieją czekamy na odnalezienie szczątków bohaterskiego rotmistrza Witolda Pileckiego.
Nowym zadaniem instytutu jest przeciwdziałanie rozpowszechnianiu w kraju i zagranicą informacji oraz publikacji zniesławiających Polskę: chodzi przede wszystkim o oskarżanie o udział Polaków w zbrodni Holocaustu, czyli o tzw. kłamstwo oświęcimskie. Niestety, każdego dnia nasze państwo jest konfrontowane z agresywną polityką tworzonej jakby nowej pamięci krajów ościennych – Niemiec i Rosji. W tym kontekście znakomitym posunięciem instytutu było umieszczenie na stronie internetowej informacji o niemieckich obozach zagłady i obozach koncentracyjnych, a także zamieszczenie liczącej około 8,5 tysiąca nazwisk listy niemieckiej załogi SS obozu KL Auschwitz. Uważam, że IPN powinien jak najszerzej informować o miejscach i sprawcach zbrodni popełnionych przeciwko narodowi polskiemu, a także wspierać przedsięwzięcia mające na celu odbudowanie patriotyzmu i tożsamości narodowej. Właśnie IPN, wbrew temu co twierdzą politycy PO, ma być główną instytucją polityki historycznej państwa polskiego.
Edukacji historycznej posłuży rozszerzenie zakresu badań nad zlikwidowanym zbiorem zastrzeżonym. Dzięki temu Polacy poznają prawdę o ludziach, którzy już w nowej, suwerennej Rzeczypospolitej, czyli po roku 1989, zamiast służyć państwu polskiemu, albo wysługiwali się obcym rządom, albo budowali swoje własne majątki kosztem innych.
Dzięki dokonującej się na raty lustracji dziś już wiemy, że np. przewodniczący strajków w sierpniu 1980 r. na Wybrzeżu i na Śląsku, którzy następnie podpisywali umowy społeczne, a dokładniej pisząc: porozumienia z władzami komunistycznymi w Gdańsku, Szczecinie czy Jastrzębiu, figurowali w aktach wytworzonych przez Służbę Bezpieczeństwa jako tajni współpracownicy. W świetle tego wiele ich dawniej niezrozumiałych poczynań, stało się dzisiaj bardziej jasne.
Po co więc nam IPN? Głównie po to, aby wgłębiając się w historię, odkłamać ją, poznać prawdę, która należy się nam, a jeszcze bardziej przyszłym pokoleniom.