Szef ZNP Sławomir Broniarz twierdzi, że organizuje strajk nauczycieli w dniach egzaminów gimnazjalnych „z myślą o uczniach”, dla ich dobra. Śmiać się czy płakać? Związek domaga się 1000 zł podwyżki dla każdego nauczyciela oraz pracownika oświaty, uważając, i słusznie, że rząd musi być wdzięczny za to, że nauczyciele bohatersko wykonują najgorszy zawód w Polsce.
Z pewnością 700 tys. nauczycieli w Polsce można porównać do oficerów na froncie edukacyjnym: przekazując wiedzę, muszą utrzymać dyscyplinę na lekcji, zapanować nad agresją uczniów, a także kradzieżami, zażywaniem narkotyków, piciem alkoholu, wulgarnym językiem… Uczniowie szanują tylko tych z nich, którzy postawili sobie wysokie wymagania i tego wymagają od innych, którzy są zapaleńcami, i nierzadko działają wbrew systemowi i rozkazom. Zestresowani nauczyciele często zadają sobie pytania: czy warto się poświęcać, skoro ideały dość często trzeba odstawić na bok, a przede wszystkim zarobki nie zachęcają do poświęceń (zaczęły iść w górę dopiero za tego rządu: stażyści zarabiają nieco ponad 2700 zł brutto, kontraktowi – ponad 3000 zł brutto, mianowani – ok. 4000 zł brutto, a dyplomowani – nieco ponad 5000 zł brutto). Czarę goryczy przelała „piątka Kaczyńskiego” o „rozdawaniu pieniędzy” z pominięciem edukacji.
Pamiętając o wcześniejszych poczynaniach szefa ZNP, ten protest dotyka także braku zgody na wprowadzaną przez PiS reformę edukacji, a konkretnie likwidację gimnazjów. Czy jednak nie należało zareagować na obniżenie się poziomu maturzystów, na zapaść szkolnictwa zawodowego, narastające problemy wychowawcze w gimnazjach? Ta reforma oświaty była oczekiwana przez większość Polaków: potrzebujemy dobrze przygotowanych do studiów wyższych maturzystów oraz w równym stopniu dobrze wykształconych specjalistów po szkołach zawodowych.
Nie jest prawdą, że szkoły nie są przygotowane na przyjęcie zwiększonej liczby uczniów: ci, którzy ukończą 8-letnią szkołę podstawową będą ubiegać się o przyjęcie do 4-letniego liceum ogólnokształcącego, 5-letniego technikum, 3-letniej branżowej szkoły I stopnia prowadzonej dla absolwentów szkoły podstawowej. Natomiast absolwenci gimnazjum będą mogli być przyjęci do: 3-letniego liceum ogólnokształcącego, 4-letniego technikum, 3-letniej branżowej szkoły I stopnia prowadzonej dla absolwentów gimnazjum. Nie będzie tzw. problemu podwójnego rocznika, ponieważ z powodu niżu demograficznego od roku 2000 z systemu oświaty ubyło 35% uczniów. Nauka na zmiany w szkołach wystąpi w marginalnym zakresie.
Aby w kwietniu br. po raz pierwszy został przeprowadzony egzamin ósmoklasisty, nauczyciele nie powinni podjąć działań, które zaszkodzą powierzonym im uczniom. Przecież nie spełnił się żaden czarny scenariusz pisany przez totalną opozycję: zamiast masowych zwolnień obecnie brakuje kilkanaście tysięcy nauczycieli (w czasach rządów PO-PSL odeszło ponad 40 tys. nauczycieli i zamknięto 2500 szkół; od 2016 r. nie zamknięto ani jednej szkoły); podwyżki płac są dokonywane systematycznie i w ciągu 3 lat, licząc od 2018 r., wyniosą w sumie ok. 1000 zł dla każdego nauczyciela.
Odnosząc się do zapowiadanego strajku: nauczyciele mają prawo upominać się o wyższe wynagrodzenie i lepsze warunki pracy, ale nie kosztem uczniów. Czy wezmą odpowiedzialność za ich pokrzyżowane plany życiowe po odwołaniu egzaminów? Jestem przekonany, że żaden odpowiedzialny pedagog w żadnym z polskich miast na coś takiego się nie zdobędzie. Poza tym rozmowy rządu ze związkami trwają, ale uwaga: na kilkadziesiąt spotkań z przedstawicielami związków szef ZNP pojawił się raz i to w gronie setki kolegów i koleżanek w żółtych kamizelkach.