ZAWSZE PRACOWAŁ DLA DOBRA NARODU POLSKIEGO

Senat na 66 posiedzeniu 25 X br. podjął uchwałę dla uczczenia kard. Augusta Hlonda, Wielkiego Prymasa II Rzeczypospolitej – jak nazwał go Jan Paweł II. 22 października minęła bowiem 70.rocznica jego śmierci. Będąc wnioskodawcą i sprawozdawcą tej uchwały, chciałbym przywołać kilka myśli z senackiej debaty, w której podkreślono zasługi Augusta Hlonda jako wielkiego Męża Kościoła, ale też jako Męża Stanu, doskonale poruszającego się wokół wydarzeń państwowych. Wskazano zwłaszcza na dwa niezwykle ważne okresy jego działalności, służące jednoczeniu Polaków: czas międzywojnia i krótkie lata po II wojnie światowej.

Tu warto przypomnieć, że powołując w 1926 r. katowickiego biskupa Augusta Hlonda na arcybiskupstwo poznańskie i gnieźnieńskie, a zarazem urząd prymasa Polski, papież Pius XI wiedział dokładnie, co chciał tą nominacją osiągnąć. Mianowicie gdy nominat dziękował za swój wybór, papież miał zwrócić się do niego słowami: „Mianuję syna ziemi śląskiej na prastary stolec biskupi, czym pragnę dać dowód, jak bardzo zależy mi na jedności Polski, by Polska była jedna”. Cóż, papież Pius XI, Achilles Ratti, będąc wcześniej papieskim komisarzem plebiscytowym na terenach Górnego Śląska, Warmii i Mazur, a następnie nuncjuszem apostolskim w Polsce, dobrze poznał historię Polski, a zwłaszcza jej ciemną noc rozbiorów. U progu niepodległości zależało mu, aby powstało silne, zjednoczone państwo polskie. Powinien mieć w tym udział Kościół, naród zjednoczony wokół wiary.

Jako Ślązak i Polak August Hlond poszukując tego jednoczącego znaku, zwrócił oczy na Jasną Górę, na obraz Królowej Polski, której kult jednoczył wszystkie polskie krainy, której wizerunek znajdował się bodaj w każdym polskim domu. Co uczynił? Związał pracę całego Kościoła z jasnogórskim sanktuarium. Odtąd konferencje episkopatu Polski odbywały się na Jasnej Górze, Prymas zainicjował wielkie pielgrzymki stanowe do Częstochowy, a szczytem w skali ogólnopolskiej był Pierwszy Synod Plenarny, który odbył się na Jasnej Górze w 1936 r. pod przewodnictwem legata papieskiego kard. Francesco Marmaggi.

Znaczące w tym czasie były jego odezwy oraz listy pasterskie, w których podejmował najistotniejsze problemy społeczne. Kilka z tych listów, m.in. „O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem” (1932), „O chrześcijańskie zasady życia państwowego” (1932), „O ducha chrześcijańskiego w Polsce” (1934), „O katolickie zasady moralne” (1936), uważa się za prekursorskie dla późniejszych uchwał II Soboru Watykańskiego.

Drugie jednoczenie Polaków przez Prymasa Augusta Hlonda miało miejsce po II wojnie światowej, kiedy to już jako arcybiskup gnieźnieńsko-warszawski zbudował zręby kościelnej administracji na Ziemiach Zachodnich i Północnych, mianując tam administratorów apostolskich w randze biskupów ordynariuszów. To był największy dowód jego patriotyzmu i umiłowania ojczyzny. Bodaj tylko za to komuniści powinni go dosłownie nosić na rękach, niestety, nie mogli mu darować, że zachował dystans wobec nowego ustroju. Dość wspomnieć, że kiedy po wyborach w 1947 r. ukonstytuował się Sejm, Prymas z odwagą powiedział: „Wybory do tego sejmu są największym oszustwem w dziejach Polski. Kościół tego akceptować nie może”.

W nowej rzeczywistości ustrojowej państwa Prymas stał się mężem opatrznościowym, wzorem niezłomnej postawy wobec ustroju komunistycznego. Widząc panującą biedę apelował o dobroczynność Kościoła, sam też nie pozwolił się wyprzedzić nikomu w pomaganiu potrzebującym. Mając kontakty z zagranicznymi instytucjami charytatywnymi, osobiście rozdzielał dary biednym, którzy mieszkali w pobliżu jego rezydencji. W listach pasterskich wypowiadał się jak prawdziwy patriota. A jak wówczas traktowano prawdziwych patriotów, mówią o tym ściany więzień i znajdujące się wokół nich zbiorowe mogiły.

Także nagłą śmierć Prymasa Augusta Hlonda, 22 października 1948 r. okrywa wielka tajemnica. Będąc silnym, zdrowym mężczyzną, w wieku 67 lat, 14 października 1948 r. został poddany zabiegowi usunięcia wyrostka robaczkowego. Operacja udała się. Tydzień później zmarł na zapalenie otrzewnej. Należałoby zapytać: nie było dla Prymasa Polski odpowiedniej ilości antybiotyków? A jeśli je otrzymał, to w takim razie na jaką chorobę zmarł Kardynał?

W ostatnim słowie Prymas powiedział: „Zawsze pracowałem dla Kościoła świętego, dla rozszerzenia Królestwa Bożego, dla Polski, dla dobra Narodu Polskiego”.