7. posiedzenie Senatu RP, 30-31 grudnia 2015
Panie Marszałku. Wysoka Izbo.
Nikt nie zaprzeczy, że kadra kierownicza w każdej firmie powinna być grupą osób, która ręka w rękę współpracuje ze swoim szefem. Każdy chyba uzna fakt, że szef jakiejkolwiek firmy musi mieć możliwość dobrania sobie ludzi na kierownicze stanowiska w swoim przedsiębiorstwie. Czyż nie tak powinno być także w państwie, w urzędach kierujących naszym państwem? Czy nie powinno być tak, że nowe kierownictwo rządu, nowy premier i ministrowie, mają wolną rękę, aby mianować na stanowiska kierownicze osoby, co do których kompetencji i wiedzy mają zaufanie?
O tym właśnie jest nowelizacja ustawy o służbie cywilnej, która z jednej strony – daje możliwość ministrom i wojewodom „dobrania” z rynku specjalistów, ludzi młodych i dobrze wykształconych, którzy pomogliby wdrażać reformy, a z drugiej strony – pozwoli odwołać tych urzędników, którzy nie sprawdzili się.
Czy to oznacza, że obecna kadra kierownicza jest zła? Uważam, że nie należy uogólniać pojedynczych faktów, ale też trzeba pamiętać o niechlubnych przykładach w rodzaju: przychodzi poseł Bury do prezesa Kwiatkowskiego, ten zaś odpowiada mu w stylu: „ty sobie szykuj kandydata na wicedyrektora”, a po ustawionym konkursie słyszymy słowa, że „zadanie wykonane”.
Inny przykład dotyczy omijania przepisów dotyczących nominowania urzędników w urzędzie stołecznym. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz powołała na szefa Bemowskiego Centrum Kultury Art.BEM osobę bez konkursu, tłumaczą, że „potrzebny jest człowiek sprawny, który obejmie szybko kierownictwo, zaś procedury konkursowe są długie i nieefektywne”.
A co się działo w urzędach skarbowych? Na 16 dyrektorów izb skarbowych w 2013 roku, 15-tu to były osoby pełniące obowiązki. Niektórzy te obowiązki pełnili od… 2006 roku. Polecam raporty NIK w tej sprawie.
Jeszcze inny przykład. W MSZ doszło do rozpisania konkursu na zastępcę dyrektora gabinetu ministra. Wygrała go pani Monika Krzepkowska, szefowa gabinetu ministra Grzegorza Schetyny. Problem w tym, że nie złożyła mandatu radnej, a także nie spełniała wymogów. Uznano jednak, że „wbrew ustawie wymogi uznano nie za niezbędne, ale jedynie za pożądane”.
Prawo i Sprawiedliwość chce skończyć z obchodzeniem przepisów, chce uczciwie powiedzieć: jest pilna potrzeba, by najwyższe stanowiska kierownicze były bardziej elastyczne. Że trzeba otworzyć urzędy na ludzi z zewnątrz, także takich, którzy dotąd nie pracowali w administracji. Ich wiedza i doświadczenie bardzo by się przydały. Myślę, że to jest uczciwe postawienie sprawy, aby nie dochodziło do nadużyć i obchodzenia prawa. Aby kandydaci na wysokie urzędy nie byli uzgadniani w restauracjach.
W tej sytuacji pytanie zasadnicze brzmi: co z obecną kadrą służby cywilnej? Czy Prawo i Sprawiedliwość dąży do likwidacji służby cywilnej? Czy chce bezpartyjnych fachowców zastąpić oddanymi członkami swojej partii?
Po pierwsze, 99 procent urzędników obecny projekt w ogóle nie dotyczy. To właśnie ich codzienna praca jest kluczowa dla pracy Ministerstw. Także wymogi dotyczące kandydatów na wyższe stanowiska nie zmieniają się. Katalog warunków pozostaje bez zmian. Nie jest więc prawdą – jak to histerycznie wygłaszał w Sejmie poseł Marek Wójcik z PO, że dwa tysiące urzędników służby cywilnej, którym prawo gwarantowało stabilność zatrudnienia, którzy przez wiele lat podnosili swoje kwalifikacje, stracą pracę w polskiej administracji.
Po wtóre: nikogo nie planuje się zwalniać, a ci dyrektorzy, wicedyrektorzy, którzy zostaną odwołani z funkcji, będą mieli zapewnione inne stanowisko pracy w ramach służby cywilnej. To zapewnia im ustawa, która w tym punkcie nie zmienia się. Czyli krótko mówiąc, nowelizacja nie dotyka urzędników mianowanych i pracowników korpusu służby cywilnej. Ona w ogóle ich nie dotyczy. Jednym słowem, nowelizacja ustawy o służbie cywilnej nie uderza w administrację, nie demontuje ani nie paraliżuje jej – jak histerycznie rozgłaszają to jej przeciwnicy. Duch jak i cel ustawy, jak powiedziałem wyżej, ma otworzyć administrację na dobrze przygotowanych, wykształconych i doświadczonych nowych pracowników. Inaczej mówiąc, w myśl nowelizowanej ustawy, nabór do służby cywilnej na pewno nie będzie się odbywał w restauracji „Sowa i Przyjaciele”.
O tym, że nowelizacja nie wprowadza jakichś rewolucyjnych zmian, świadczy opinia profesor Marii Gintowt-Jankowicz, która oceniając nowelizację ustawy o służbie cywilnej, napisała: „w odniesieniu do zakresu zagadnień uregulowanych w ustawie o służbie cywilnej w przeważającej części nowelizacja niczego nie zmienia. Projekt nie wprowadza żadnych zmian w tych częściach ustawy obowiązującej, które stanowią właściwą pragmatykę służbową, a więc regulacje o podstawowym znaczeniu dla osób zatrudnionych na podstawie ustawy o służbie cywilnej”. W innym fragmencie czytamy: „twierdzenie, że nowelizacja likwiduje służbę cywilną, jako pragmatykę służbową, zawartą w ustawie z 2008 roku w ustawie o służbie cywilnej, nie jest prawdziwe. Wprowadza w błąd nie tylko tysiące zainteresowanych prawników, ale i szerszą opinię publiczną. I jako takie ma cechy nadużycia”.
Wśród zarzutów przeciw tej nowelizacji jest i ten, że PiS likwiduje zapis, że szef Służby Cywilnej przez kilka lat wstecz nie może być członkiem partii politycznej. Ten zapis jest niezgodny z konstytucją, w której są, i owszem, przepisy dotyczące apolityczności, ale dotyczą sędziów, sędziów TK, RPO, Rzecznika Praw Dziecka. Wystarczy więc, jeśli ktoś obejmując jakąś funkcję urzędniczą, złoży legitymację partyjną.
Kończąc, większość Polaków ma nadzieję, że w państwowych urzędach coś się zmieni, że zamiast mnożonych przeszkód dla przedsiębiorców i obywateli, pojawią się kierownicy i dyrektorzy powołani z grona najlepszych profesjonalistów, menadżerów, ludzi odpowiedzialnych za wydawane decyzje, o wysokich kompetencjach i kierunkowym przygotowaniu. Koniec z procedurami konkursowymi, które nie sprawdziły się, co więcej, ujawniły podatność na naciski czy wręcz korupcję.