Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Przy okazji senackiej uchwały chciałbym poświęcić Wielkiemu Prymasowi II Rzeczypospolitej Augustowi Hlondowi chwilę uwagi. Wielkiemu, bo to o nim prof. Eugeniusz Jarra, filozof prawa w Oxfordzie, w książce o „Nauce społecznej kardynała A. Hlonda” napisał, że do grona wydanych przez Polskę ludzi w skali światowej należy zaliczyć trzech hierarchów: arcybiskupów gnieźnieńskich Mikołaja Trąbę i Jana Łaskiego, a także kardynała Stanisława Hozjusza, biskupa warmińskiego, legata papieskiego na Soborze Trydenckim. Prof. Jarra pisze dalej: „Zastój kulturalny wieków XVII i XVIII oraz rozbiory sprawiły, że Polska cztery wieki musiała czekać na kapłana, którego głos mógł równym tamtych trzech rozlegać się echem. Był nim prymas, kardynał Hlond”.
Wydawałoby się, że takiej ocenie wybitnego profesora pracującego w Anglii, każdy w Polsce może tylko przyklasnąć. Tymczasem zapytany przed kilku laty przez młodą nauczycielkę, jaką ostatnio książkę napisałem, na słowa, że o Prymasie Hlondzie, usłyszałem w odpowiedzi: „Nie znam bliżej. Nazwisko słyszałam”. Czy faktycznie, dzisiaj, dla większości Polaków, zwłaszcza młodych, nazwisko kardynała Augusta Hlonda tylko obiło się o uszy, i nic więcej nie mogą na jego temat powiedzieć?
Jeśli jest to prawdą, to sprawiły to lata milczenia, co więcej, opluwania Prymasa w latach PRL. Dość wspomnieć, że w „Śląskim Słowniku Biograficznym” wydawanym w latach 1977-1981, nie umieszczono w ogóle jego nazwiska. Jakiż to historyczny fałsz! Komunistyczna propaganda – a i dzisiaj pojawia się taki zarzut – głosiła, że Prymas Hlond uciekł z kraju w 1939 r. Prawda jest taka, że gdyby nie opuścił kraju, zostałby z pewnością przez Niemców zamordowany za swoje narodowe, polskie poglądy, głoszone z mocą i jednoznacznie. Dopowiem: był jedynym hierarchą w okupowanych przez Niemców krajach, który nie poszedł na współpracę z okupantem, co więcej, rozgłaszał na cały świat o zbrodniach wojennych i wszelkich niegodziwościach, dokonywanych przez Niemców w Polsce podczas II wojny światowej. A kiedy w styczniu 1944 r. dopadło go Gestapo i chciano go przekonać do współpracy, do wspólnego wystąpienia z Niemcami przeciw zbrodniom sowieckim (w jego otoczeniu wiedziano o Katyniu), Prymas odpowiedział: „Pod tą sutanna nie znajdziecie polskiego Quislinga”.
Dlaczego komuniści po 1945 r. tak nienawidzili Prymasa Hlonda, a powinni go dosłownie „nosić na rękach” za ustanowienie organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Przecież to był największy dowód jego patriotyzmu i umiłowania ojczyzny. Ustanowienie polskiej administracji na Ziemiach Zachodnich i Północnych naraziło Prymasa na atak środowisk niemieckich, które oskarżyły go o współpracę z władzami komunistycznymi! Chodziło głównie o usunięcie przez Prymasa biskupów niemieckich i mianowanie na ich miejsce polskich administratorów apostolskich. Pod wpływem niemieckich protestów nawet Stolica Apostolska dopatrzyła się przekroczenia przez Prymasa Hlonda danych mu specjalnych uprawnień.
Cóż, zamiast nagrody, w ludowej Polsce nie wolno było drukować wystąpień, kazań i listów pasterskich Prymasa Hlonda. Znamienne jest, że kiedy w 1950 r., a więc już po śmierci Prymasa Hlonda, wydano w Stanach Zjednoczonych jego wybór pism, zatytułowany „Na Straży Sumienia Narodu”, książki tej nie wolno było przywozić do kraju.
Ale nie można też wojującym z Kościołem dziwić się, bowiem Prymas wobec nowej władzy ludowej był nieugięty. Jego postawę należy określić jako współmyślenie z Kościołem, co pozwalało mu z oddaniem i wiernie służyć Stolicy Apostolskiej, nieugięcie bronić praw Bożych i praw Kościoła, szczególnie prawa do pełnienia misji ewangelizowania w pełnej wolności i niezależności od zmiennych kierunków polityki. Ciekawostka: gdy po wyborach w 1947 r. ukonstytuował się Sejm, który miał następnego dnia „wybrać” na prezydenta Bolesława Bieruta, w przeddzień tego „wyboru” przybył do Prymasa wiceminister spraw wewnętrznych Włodzimierz Wolski i w imieniu rządu prosił, by Ksiądz Kardynał zechciał z nowym prezydentem w odkrytym pojeździe przejechać ulicami Warszawy. Prymas odparł z odwagą: „Wybory do tego sejmu są największym oszustwem w dziejach Polski. Kościół tego akceptować nie może”.
Taka postawa rzuca światło na nagła śmierć kardynała Augusta Hlonda. Będąc silnym, zdrowym mężczyzną, w wieku 67 lat, 14 października 1948 r. został poddany zabiegowi usunięcia wyrostka robaczkowego. Operacja udała się. Tydzień później zmarł na zapalenie otrzewnej. Należałoby zapytać: nie było dla Prymasa Polski odpowiedniej ilości antybiotyków?
Na koniec chciałbym przywołać głośny list pasterski Prymasa Hlonda: „O chrześcijańskie zasady życia państwowego”, z 23 kwietnia 1932 r., który odbił się echem w całej Europie. Prymas zawarł w tym liście pozytywny wykład chrześcijańskiej nauki o państwie, stosunku państwa do jednostki, do rodziny, do ogółu obywateli i do Kościoła. Zostały w nim uwzględnione również obowiązki katolików wobec państwa oraz stanowisko Kościoła wobec stronnictw politycznych. Jak wspomniałem, list wzbudził ogromne zainteresowanie, w kraju przyrównywano go do encyklik papieskich, tłumaczono na języki europejskie, stawiano jako wzór wzajemnych relacji Kościoła i państwa.
Co w nim było? Otóż Prymas Hlond rozważał w nim kolejno pochodzenie państwa i władzy państwowej, stosunek państwa do Boga, źródła i normy etyki państwowej, suwerenność państwa i granice jego władzy, stosunek państwa do jednostki i ogółu obywateli, relacje państwa i rodziny oraz stosunek do innych państw. Mocno podkreślał, iż „należy się wystrzegać utożsamiania pewnych kierunków i interesów partyjnych z Kościołem, nadużywania jego powagi do celów partyjnych, wyborczych i do wciągania go do sporów na korzyść tego lub owego odłamu politycznego. Byłoby to bardzo szkodliwym wypaczeniem jego misji. Kościół nie pozostaje na usługach stronnictw politycznych, z nikim w związek polityczny nie wchodzi i zostawia katolikom swobodę należenia do stronnictw, które nie są sprzeczne z etyką katolicką”.
Zwracał uwagę na fakt, że decyzje władzy państwowej nie mogą być sprzeczne
z prawem Bożym, ponieważ zadaniem i celem władzy jest służba dobru wspólnemu, dobru całego społeczeństwa i każdego poszczególnego człowieka. Pisał: „Nie wolno rządzić przeciw interesom Państwa. Nie wolno się kierować władczymi kaprysami ze szkodą dla dobra kraju. Nie wolno sprawy Państwa utożsamiać z własną korzyścią lub z korzyściami pewnej grupy obywateli”. Dobro człowieka i społeczeństwa stanowi główne ograniczenie każdej władzy – „państwo jest dla obywateli, a nie obywatele dla państwa”.
Osobny fragment poświęcił Prymas na ukazanie wzajemnych relacji między państwem a rodziną, stwierdzając, że władza państwowa „nie tylko nie powinna w niczym osłabiać życia i zdrowia rodziny, ale raczej udzielać jej powinna szczególnej opieki”. Rodzina natomiast „powinna wpajać w dzieci troskę o sprawy państwowe, szacunek dla władzy państwowej, posłuszeństwo dla jej praw i zarządzeń, zdrowe poczucie obywatelskie
i ukochanie ojczyzny”.
Dalej Prymas przestrzegał przed wybujałym liberalizmem, który prowadzi do rozbicia politycznego, waśni i walk partyjnych, częstej zmiany rządów, prywaty i samowoli możnych w życiu społecznym i politycznym. Odrzucał totalitaryzm, etatyzm i faszyzm, ale uważał za Monteskiuszem, że formy ustrojowe państwa powinny być dostosowane do konkretnych warunków geograficznych, historycznych, społecznych i kulturowych oraz do charakteru narodowego. Ustrój powinno się ciągle doskonalić, modyfikować i rozwijać, ponieważ jest funkcją naturalnego rozwoju życia społecznego i gospodarczego oraz postępu kultury. Bardzo mocno podkreślał tezę, że państwo powinno mieć charakter chrześcijański.
W kontekście stosunków państwo-Kościół Prymas Hlond pisał: „Nie jest rzeczą Kościoła dążyć do władzy politycznej, sprawować rządy w państwie i domagać się udziału
w jego administracji”. Kiedy jednak w życiu publicznym pojawiają się kwestie moralne, kiedy „sprawy państwowe wkraczają w sferę sumienia, a zwłaszcza gdy o ich rozwiązanie zwracają się do Kościoła władze lub obywatele, wtedy Kościół ma prawo, a nieraz
i obowiązek zajęcia się etyczną stroną wydarzeń politycznych. Jeżeli więc w ważnych rzeczach narusza się powagę władzy państwowej i ład publiczny, to Kościół może wzywać do karności obywatelskiej…”. List wzywał też katolików do czynnego udziału w życiu publicznym i do działalności politycznej. Byłoby dobrze przyswoić sobie te myśli dzisiaj.