Panie Marszałku. Wysoka Izbo. Panie Ministrze.
Rozpatrujemy w Senacie wniosek prezydenta Andrzeja Dudy o rozpisanie referendum konsultacyjnego na temat zasadności uchwalenia nowej Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej albo też wprowadzenia zmian do obecnie funkcjonującej ustawie zasadniczej. Myślę, że dla większości Polaków inicjatywa prezydenta jest słuszna, właściwa, przekonująca, ale diabeł, jak to się mówi potocznie, zawsze tkwi w szczegółach.
Mnie przekonuje to, że obecnie obowiązująca konstytucja z kwietnia 1997 r. została opracowana wyłącznie przez gremia prawnicze, a o jej przyjęciu w referendum zadecydowało jedynie 40% Polaków. Ale, co warto podkreślić, uchwalając ją 20 lat temu, przewidywano możliwość wprowadzenia zmian czy w ogóle opracowania nowej konstytucji. Po prostu miała się po 20, 25 latach sprawdzić. Jak sądzę, taki czas teraz nadszedł, ponieważ konstytucja kwietniowa – tak ją nazwijmy – w wielu obszarach się zdezaktualizowała, nie odpowiada w pełni wymaganiom, których spełnienia oczekujmy od ustawy zasadniczej w obecnej sytuacji Polski, będącej członkiem NATO, członkiem Unii Europejskiej, będącej w fazie bardzo dynamicznego rozwoju.
Ta konstytucja w wielu wypadkach nie daje jasnych rozwiązań. Gorzej, komplikuje sytuację. Vide: głośny konflikt między premierem Donaldem Tuskiem a śp. Lechem Kaczyńskim o to, kto ma reprezentować Polskę w Brukseli; ale to było dawno. Jednak ostatnio pojawił się kazus pierwszej prezes Sądu Najwyższego, która, będąc w stanie spoczynku, ogłosiła się prezesem Sądu Najwyższego na uchodźstwie.
Mówiąc najprościej, Polacy powinni wypowiedzieć się, jakiej chcą władzy wykonawczej. Widać bowiem wyraźnie, że nie zdaje egzaminu podział na prezydenta wybieranego w wyborach bezpośrednich z ograniczonymi kompetencjami oraz rząd wybierany przez Sejm, ale zatwierdzany przez prezydenta. Dodam, że rząd, którego kompetencje nachodzą na kompetencje prezydenta i vice versa. Nie myślę tu jednak o jakiejś takiej zmianie poważnej, ustrojowej, a jedynie o bardzo jasnym rozgraniczeniu kompetencji.
Z poprzednim pytaniem łączy się inne, równie ważne: o unormowanie wyborów posłów na Sejm. Tak jak tutaj mówiono, jak pan minister Mucha mówił, to pytanie, czy mają być oni wybierani w jednomandatowych okręgach wyborczych, czyli w systemie większościowym, czy w wielomandatowych okręgach wyborczych, czyli w systemie proporcjonalnym, czy w systemie mieszanym, a więc będącym połączeniem obydwóch poprzednich systemów. Przypomnę, że – to również było tu mówione – w 2015 r. prawie 2 miliony obywateli opowiedziały się za wprowadzeniem JOW-ów. Jednak ze względu na przykład wyborów do Senatu osobiście jestem za systemem mieszanym. Myślę, że lepiej, gdy w jednym okręgu jest więcej polityków, posłów czy senatorów różnych opcji politycznych niż gdy, tak jak to jest teraz, w jednym okręgu jest tylko jeden senator z jednej opcji politycznej.
W inicjatywie referendum bardzo ważny jest pomysł większego upodmiotowienia polskiego społeczeństwa. Mówił o tym pan prezydent w czasie Zgromadzenia Narodowego 13 lipca na Zamku Królewskim. Mam na myśli projekt referendum obligatoryjnego po zebraniu 1 miliona podpisów i gdy frekwencja będzie powyżej 30% uprawnionych do głosowania.
Z pewnością w nowej konstytucji należy precyzyjniej zapisać, w jaki sposób stosuje się zapisy ustawy zasadniczej, aby nie dochodziło do takich parodii jak obecnie. Protestujący przeciw łamaniu konstytucji przez Prawo i Sprawiedliwość czytają tę konstytucję literalnie, tak jakby Biblię czytali żywcem, jako książkę historyczną. Po prostu konstytucję trzeba czytać łącznie z ustawami i komentarzami, by nie dawać się manipulować różnym lobby, które twierdzą, że można konstytucję stosować wbrew ustawom tam, gdzie konstytucja odsyła do ustaw albo gdzie jeden zapis konstytucji koryguje drugi. Wszystko jest jednakowo ważne. Wniosek z tego jest prosty: należy w nowej konstytucji zapisać jak najwięcej gwarancji, które będą wprost z niej wynikać, ale powinny to być generalne zasady, a nie jakieś bardzo szczegółowe rozwiązania.
Dla mnie bardzo ważną sprawą w nowej konstytucji będzie odwołanie się w preambule do chrześcijańskiego dziedzictwa narodu polskiego. To powinno wybrzmieć klarownie i bardzo jasno nie tylko jako inspiracja dla współcześnie żyjących Polaków, jak to ma miejsce w obecnej ustawie zasadniczej, ale tak jak w Konstytucji 3 maja: ma się w niej znaleźć tradycyjne invocatio Dei, czyli akt zaczynający się od słów „w imię Boga Wszechmogącego”.
Nie widzę tu żadnych obaw związanych z tym, by współcześni chrześcijanie chcieli zawłaszczyć państwo. Zgodnie z polską tradycją, wyrażoną w konfederacji warszawskiej w 1573 r., państwo polskie, oprócz lat ateizacji, lat PRL, zawsze kierowało się pełną tolerancją, sprawowało opiekę nad wszystkimi innymi wyznaniami. I ten pluralizm jest u nas do dzisiaj. Uległ on wypaczeniu nie u nas, tylko w Unii Europejskiej, która dyskryminuje chrześcijaństwo w imię jakiejś – tak to nazwijmy – ateistycznej wielokulturowości. Dlatego musimy w nowej konstytucji zapisać ochronę dziedzictwa chrześcijańskiego wyraźnie i jasno, musimy bronić naszej wielowiekowej tożsamości, a w konsekwencji także tego, co jest tutaj w pytaniach, czyli nienaruszalności praw rodziny i małżeństwa, ale dopisałbym, że złożonych z ojca i matki, z mężczyzny i kobiety. Invocatio Dei byłoby wyraźnym narodowym dumnym przyznaniem się do wartości i zasad naszej chrześcijańskiej tradycji.
Invocatio Dei nie oznacza w żadnym stopniu zamachu na osoby niewierzące. Przecież nikt nie chce nikogo nawracać. Ktokolwiek stawiałby sobie taki cel, myliłby porządek wiary z porządkiem prawnym. To może paradoks, ale właśnie umieszczenie w konstytucji odwołania do Boga daje gwarancję wolności religijnej, a więc i prawo do swobodnego decydowania w sprawach religijnych.
Ale też invocatio Dei w żaden sposób nie prowadzi do przyznania szczególnych uprawnień kościołom i związkom religijnym, wyznaniowym. Jak powiedziałem, jest jedynie adekwatną charakterystyką polskiego społeczeństwa, a przede wszystkim ukierunkowaniem na wartości, do jakich społeczeństwo powinno, mogłoby się odwoływać. Brak odwołania do Boga czy, szerzej, odwoływanie się tylko do jakichś pozytywnych norm postępowania wcale nie czyni ani konstytucji, ani państwa neutralnymi. W praktyce jest to bowiem wyraz agnostycyzmu, a więc również pewnego światopoglądu. O ile więc ktoś może uważać, że rozwiązanie bez invocatio Dei jest najlepsze, o tyle błędem jest twierdzenie, że jest to wyraz państwa neutralnego.
I wracając do odpowiedzi na postawione pytania prezydenckie… Niech nikt nie sądzi, że odpowiedzi są równoznaczne z napisaniem nowej konstytucji. To jedynie materiał sondażowy, alternatywny. Zgadzam się z prezydentem, że mamy dzisiaj więcej praktycznych doświadczeń związanych ze stosowaniem konstytucji z 1997 r., dlatego możemy uchwalić zapisy odpowiadające nowym wyzwaniom. Mamy też duże doświadczenie w związku z licznymi projektami konstytucyjnymi, m.in. podpisanym przez ponad 1 milion obywateli projektem „Solidarności”. Są projekty ugrupowań centroprawicowych i niepodległościowych. To mogą być punkty odniesienia dla nowej konstytucji czy dla jej zmiany.
Ale tak naprawdę, to żadna inicjatywa referendalna nie pomoże, jeśli ośrodek władzy nie będzie miał odpowiedniej większości w parlamencie. A to już znacznie poważniejsza sprawa aniżeli zarządzenie referendum, które może wypaść średnio albo wręcz słabo, jak to było z referendum zarządzonym przez prezydenta Komorowskiego.
I zwracam uwagę jeszcze na jedno: że naród dzisiaj zachowuje się wobec wartości – użyję pewnego obrazowego porównania – jak śpiący olbrzym. Czyli bardziej zainteresowany jest tym, co ma czy chciałby mieć, niż tym, kim jest. Dlatego trzeba również olbrzymiej siły przekonywania do życia według wartości, czyli do tego, aby tego olbrzyma obudzić. Dziękuję.